Trochę skorygowałem plany. Jak pamiętamy z poprzedniej notki zdrowotność mleka jest dość kontrowersyjna. Wydaje mi się, że to tylko niewinny przykład. Bo z „prawdami naukowymi” jest dużo gorzej. Więc nim zaczniemy „od początku”, popatrzmy jeszcze na kilka przykładów…
Czy higiena zapewnia nam zdrowie?
Odpowiedź na to pytanie wydaje się wręcz oczywista. I brzmi „tak”. Więc dlaczego dzieci wychowywane w sterylnych, domowych warunkach w zderzeniu ze światem „za drzwiami” (przedszkole, szkoła) zaczynają nagminnie chorować? Szczególnie jaskrawie widać to teraz, po dwu latach restrykcji związanych z „pandemią”. W tym przypadku chodzi tylko o infekcje, ale generalnie jest wiele gorzej. Od „nadmiaru higieny” ich układ immunologiczny rozwija się, najkrócej mówiąc, nieprawidłowo. Do pospolitych, choć nie tylko, zakażeń coraz częściej dołączają bowiem choroby autoimmunologiczne i alergie (zmora młodych matek), a nawet, jak podejrzewają niektórzy onkolodzy, ostre białaczki. Nieprzypadkowo zauważono to niepokojące zjawisko najpierw u Skandynawów, nacji najbardziej pedantycznej w kwestii higieny.
Chyba każdy zna tę oto mądrość: częste mycie skraca życie? Głupie? Nie do końca. Podobnie jak w wielu innych, i w niej tkwi wiele racji. Temat jest niezwykle ciekawy, więc w tym miejscu proponuję zainteresować się hasłem „hipoteza higieniczna”. Najkrócej sprowadza się to do stwierdzenia, że przyczyną wszystkich komplikacji jest brak stymulacji mechanizmów odporności dziecka przebywającego nieustannie w „czyściutkim” domu, żłobku czy przedszkolu.
Popatrzmy na pierwsze z brzegu przykłady. Używając środków czystości naruszamy równowagę fizjologiczną skóry, pozbawiając ją i ochronnego płaszcza lipidowego, i mikrobiomu. W szale szczotkowania zębów (wybielanie!) ścieramy z nich szkliwo i…wypłukujemy plomby. Czyszcząc bez umiaru środkami chemicznymi wszelkie przedmioty zatruwamy i środowisko, i siebie.
Naprawdę płacimy wysoką cenę za nasze nowe „hobby” – sterylizację otoczenia.
Kto nam wmówił, że takie postępowanie jest właściwe?
Działamy wspólnie na rzecz poprawy zdrowia i samopoczucia ludzi na całym świecie — to…nasza wizja świata…Piękne słowa, prawda? Tak zaczyna się tekst na polskiej stronie jednej z najbardziej znanych firm z „branży ochrony zdrowia”. Więc dlaczego J&J, bo o niej mowa, wypłaca miliardowe odszkodowania za obecność azbestu w produkowanym pudrze dla dzieci? Będąc naszym pracownikiem, możesz zmieniać świat – czytamy dalej na wspomnianej stronie. I to akurat im się, co prawda ze szkodą dla wielu z nas, udało. A tak na marginesie, to ta sama firma, która próbowała nas uodpornić na koronawirusa za pomocą szczepionek DNA. Z fatalnym zresztą skutkiem (kiedyś o tym napiszę).
Czy wiecie, że od pewnego czasu karierę robi hasło „jedz brudniej i czuj się lepiej”? Wracamy do normalności?
Ilu z nas nie uwierzyło naukowcom, że cholesterol jest naszym wrogiem nr 1?

Jest to chyba największy przekręt medyczny w naszej najnowszej historii. Mija 70 lat od chwili pojawienia się teorii, że za większość naszych dolegliwości (w tym chorób) odpowiadają spożywane tłuszcze, a szczególnie ten niezwykle ważny dla naszego metabolizmu steryd. Akcję przeprowadzono niezwykle skutecznie, ale – jak się wydaje – chodziło raczej o wprowadzenie do naszego menu tanich tłuszczów roślinnych i margaryny. Cel osiągnięto, miliony ludzi zaczęło się „zdrowo” odżywiać, sięgając po nachalnie reklamowane nisko- i beztłuszczowe produkty (tzw. light food). No i zaczęło się! Prawdziwa epidemia chorób, które określono jako cywilizacyjne, z otyłością na czele. Dziwne? Wcale! Tłuszcze zastąpiono (organizmu nie da się oszukać) węglowodanami, zwykle o wysokim indeksie glikemicznym (najprościej mówiąc jest to zdolność konkretnego produktu do podwyższania poziomu glukozy we krwi). A te zrobiły swoje – insulinooporność, cukrzyca, stany zapalne, miażdżyca, udary, zawały…Nieszczęsne tłuszcze (właściwie kwasy tłuszczowe) trans powstające w trakcie produkcji „super zdrowej” margaryny dopełniły dzieła. Tyle, że spece od żywienia uznali, że to jest efekt ignorowania przez wielu z nas ich „naukowych” zaleceń. O tym, że na walce z cholesterolem zbito bajeczne fortuny (statyny) wie naprawdę niewielu. A o skutkach ubocznych stosowania tych leków, jeszcze mniej. Szczególną rolę w tej „bohaterskiej” walce o nasze zdrowie odegrała manipulacja „normami” stężenia parametrów gospodarki lipidowej we krwi. Ale tym zajmiemy się kiedy indziej…
Teoria musi być spójna, więc „wyjątkowo szkodliwe” stały się z dnia na dzień…jaja i masło.
Nastraszono nas, że każde zjedzone jajo (zawiera ponad 200 mg cholesterolu) to kolejny krok w kierunku choroby serca, a z majonezem to już prawdziwa katastrofa. O tym, że jego żółtko zawiera wyjątkowo dużo jedno- i wielonienasyconych kwasów tłuszczowych bardzo zdrowych dla serca, nikt nawet nie pisnął. Tymczasem okazało się, że konsumpcja jaj obniża ciśnienie krwi równie skutecznie jak małe dawki leków. Regularne spożywanie dwu jaj dziennie przez chorych nie tylko nie wzmaga ciśnienia tętniczego i cukrzycy, ale prowadzi do ustąpienia objawów (remisji). A osoby zdrowe, które sięgają po nie często, są wyraźnie mniej narażone na nadciśnienie od tych, którzy – w trosce o zdrowie – unikają „szkodliwego” cholesterolu tkwiącego w żółtku. Warto też wspomnieć, że w jaju pełno jest choćby luteiny, która zapobiega degeneracji plamki żółtej oka. A – patrząc szerzej, tak bardziej biologicznie – przecież ono zawiera wszystko, co potrzebne jest do kompletnego rozwoju pisklęcia. Czy trzeba lepszej rekomendacji?
I pomyśleć, że geneza tego perfidnego oszustwa mogła wyglądać tak: od 1961 r. z powodu kryzysu w przemyśle drobiarskim w USA, pojawiła się nachalna propaganda, że żółtko jaja jest szczególnie niebezpieczne dla człowieka, bo zawiera wyjątkowo dużo cholesterolu, a ten wiadomo… W owych czasach niespecjalnie interesowały nas wieści ze zgniłego Zachodu, ale akurat ta informacja została i u nas szeroko nagłośniona.
Masło? Też jest super. Odnajdziemy w nim wszystkie witaminy hydrofobowe (A, D, E i K) tak bardzo potrzebne w organizmie. I jego spożywanie wcale nie zwiększa ryzyka chorób układu krążenia. Produkty bogate w nasycone kwasy tłuszczowe (a takim jest masło) mogą być zdrowe dla serca i obniżać ciśnienie krwi. Jest to zasługa dużej zawartości witaminy A i D oraz wapnia i fosforu.
A kto stoi/stał za tym hasłem? kawa = „śmiertelny wróg” Twojego serca!
Jeśli chodzi o kawę, długo „żyliśmy w ciemnogrodzie”. Wokół tego napoju narosło mnóstwo mitów.
Dziś już wiadomo, że kawa:
– nie wypłukuje magnezu, ale go dostarcza,
– jest ważnym źródłem przeciwutleniaczy,
– nie podnosi ciśnienia, lecz pomaga je wyregulować,
– nie odwadnia, lecz dostarcza wodę…
W najnowszej przeglądowej pracy (BMJ) naukowcy zanalizowali wyniki setek publikacji poświęconych wpływowi kawy na zdrowie. Wniosek: picie 3-4 filiżanek dziennie jest korzystne dla zdrowia. Korzyści obejmują m.in. wydłużenie życia, poprawę sprawności układu krążenia, lekki spadek ryzyka wystąpienia nowotworu, mniejsze ryzyko kamicy żółciowej, cukrzycy typu 2, choroby Parkinsona i Alzheimera oraz niealkoholowego stłuszczenia, zwłóknienia i marskości wątroby.
I pomyśleć jak czuli się przez całe lata, przestrzegający zaleceń naukowców, miłośnicy kawy.
W kolejnych notkach przedstawię jeszcze kilka przykładów…

Dodaj komentarz