Ten tekst miałem prawie gotowy od roku. Już częściowo nieaktualny, ale może niektórzy jeszcze nie wierzą, że era koronawirusa dobiega końca.
Przypomnijmy sobie od początku. U schyłku 2020 r. ukazała się szczepionka, a właściwie kilka. Cóż za koincydencja! I jakie tempo! Dziwne, bo czas potrzebny na opracowanie takiego preparatu wynosi zwykle 8-10 lat. Na początku grudnia 2020 r. pierwsze osoby (Anglia) zostały „zbawione” (czyżby w katolickiej Polsce Szatan nie miał śmiałości podarować jej na Boże Narodzenie?). W serca oświeconych wstąpiła nadzieja! Wkroczyliśmy, niektórzy z pewnymi oporami, na „ostatnią prostą”, choć nasi „zbawiciele” mieli i mają wobec nas inne plany. Zapewne niektórzy z nich myśleli od razu o sztafecie, a inni – co dziś widać wyraźnie – co najmniej o maratonie. Oczywiście mowa o słynnych boosterach.
Naukowcy, a raczej przeżywający swoje 5 minut sławy propagandziści, ruszyli żwawo do boju. Żonglerka danymi, tabele, testy, statystyka, groźby i szantaż wobec foliarzy. Nikogo nie interesowało, że to tylko EKSPERYMENT MEDYCZNY, o czym piszą we wszystkich oficjalnych dokumentach. I nikt nie zauważył (chyba było, jak w Shreku, drobnym druczkiem?), że ostateczna ocena działania preparatów nastąpi nie wcześniej niż na koniec 2023 lub w połowie 2024 r. Szczepić, szczepić, szczepić! U nas minister Dworczyk („gruntownie” wykształcony historyk) wpadł na genialny wręcz pomysł (Nikodem Dyzma to przy nim mały pikuś) – wprowadzić loterię szczepionkową! A w puli, bagatela – 22 mln zł. Nagroda główna – okrągły melon! O hulajnogach i toyotach nie wspominam. A antyszczepionkowy motłoch i ciemnogród ma siedzieć w domach i, zamiast w szpitalu, zdychać pod płotem!
Jest dobrze, czekamy na efekty, krzywe pikują w dół…Prawdziwy sukces nauki! I tylko nikt nie zauważył, że właśnie przyszła kolejna wiosna a po niej lato i liczba zakażeń, co przecież jest w infekcjach układu oddechowego oczywiste, zaczęła spadać na łeb na szyję (choć wg wyznawców kowidowego bożka była to niewątpliwa zasługa szczepionki). Tym niemniej, „oświecone rządy” gorączkowo przygotowywały nowe „zabezpieczenia”, włącznie z paszportami – zezwalającymi np. na wypicie sety do galarety w jakiejś knajpie – sztandarowego pomysłu brukselskich darmozjadów.
O co w tym wszystkim chodzi? Najprościej? O szalenie niebezpieczną, kolejną „zabawę w Pana Boga”! Ale po kolei. „Normalne” szczepionki to zasadniczo imitacja naturalnego procesu. Można zatem przyjąć, że mają swój sens, i biologiczny, i medyczny. Owszem, mogą przynieść niepożądane efekty, ze śmiercią włącznie, ale w bilansie strata/zysk jest to skalkulowane. I historia wskazuje, że zyski zdecydowanie przeważają, choć zdarzały się koszmarne wpadki.
Tymczasem nasza „szczepionka” (dla której celowo zmieniono definicję) to zupełnie inna historia. Jej istotą jest próba zmiany pewnych właściwości fizjologicznych naszego organizmu przez transdermalne podanie „umownej” porcji zmodyfikowanego informacyjnego kwasu rybonukleinowego (mmRNA). To bardzo kontrowersyjna i NIEPRZEWIDYWALNA technika stosowana od niedawna i dotychczas jedynie w doświadczeniach nad zwierzętami. Dlaczego? Bo – mimo imponujących wręcz postępów – w genetyce molekularnej problemów i tajemnic ciągle nam…przybywa! Ale to opowieść na długie wieczory.
Warto tu jednak przypomnieć, że jeden z prekursorów tej techniki, dr Malone, zdecydowanie stwierdził, że NIE NADAJE się ona do wykorzystania w medycynie. Między innymi z tego powodu, że wyniki badań na zwierzętach okazały się „mało zachęcające” (czytaj: nie uzyskano pozytywnych efektów, a nawet pojawiły się poważne problemy). I nic tu nie wyjaśnia mydlenie oczu, że stosowano ją już w 2009 r. w terapii nowotworów (https://forsal.pl/lifestyle/zdrowie/artykuly/8057345, badania-nad-szczepionka-mrna-trwaly-ponad-10-lat-covid-19-to-sukces.html), bo nie przyniosło to żadnych efektów. Gdyby tak było, bylibyśmy w zupełnie innym miejscu.
Za długo żyję na tym świecie, bym zachwycał się każdym „przełomem” w medycynie. Interesuję się genetyką od czasu studiów. Staram się być na bieżąco, także dlatego, że wykładałem ją już ponad dwadzieścia lat temu studentom farmacji i analityki medycznej. I głęboko wierzyłem w jej możliwości. Okazało się, że była to tylko młodzieńcza miłość, gdyż ostatnie lata dociekań i studiów „zrobiło swoje”. Po prostu zmądrzałem i nabrałem pokory! Pozostając przy nowotworach, zajrzyjmy np. tu: https://zdrowie.tvn.pl/a/szczepionka-hamujaca-rozwoj-czerniaka i tu: https://www.termedia.pl/onkologia/Prof-Jemielity-Szczepionki-przeciwnowotworowe-bazujace-na-mRNA-maja-duzy-potencjal,44716.html. Daty linkowanych w tym akapicie źródeł dzieli 12 lat i…? Czy ktoś tu zauważył jakieś oznaki postępu? I takich przykładów mogę podać naprawdę wiele. Właśnie Prof. Jemielity dostał kasę od Gatesa na dalsze badania tej technologii (https://businessinsider.com.pl/technologie/nauka/explorna-polska-firma-z-finansowaniem-z-fundacji-billa-i-melindy-gatesow/h7tz72w).
Trudności, z jakimi się borykamy, znajdują swe potwierdzenie choćby w efektach terapii genowej (tu wykorzystywane jest DNA). Koszmarnie wysokie koszty (co nie daje szans na powszechne zastosowanie; np. eksperymentalne leczenie SMA jednego chorego jest wyceniane na ok. 10 mln zł) i nikłe, wbrew zapowiedziom, efekty. A wypada zaznaczyć, że terapia genowa człowieka to już ponad 40 lat intensywnych wysiłków! I tu też jesteśmy perfidnie oszukiwani i zwodzeni! Miliony wierzą w sukces, bo nie znają istoty problemu. To, co stosunkowo łatwo można zrobić z drobnoustrojami, nieco trudniej z roślinami (GMO) i jeszcze trudniej ze zwierzętami, jest dziś prawie niemożliwe (jako metoda terapii; a omawiana szczepionka jest w zasadzie terapią genową) w przypadku CZŁOWIEKA! I nie zmienią tego peany na cześć techniki CRISPR/Cas9.
Tymczasem „specjaliści” Big Pharma porwali się z motyką na Słońce i twierdzą, że wszystko jest o.k. Głupota czy perfidia? A może i jedno, i drugie. Tak czy owak trzeba przyznać, że im się udało. Podano już kilkanaście miliardów dawek. Zarobili więc krocie pieniędzy. Z pewnością „odkuli się” za hucpę ze świńską grypą sprzed kilku laty. Tyle, że ostatnio już sami przebąkują, że idzie nie po ich myśli. Więc apelują o ostrożność, bo (sic!) kolejne przyjmowane dawki mogą trwale upośledzić układ immunologiczny. Tym niemniej znajdują wielu wręcz fanatycznych wykonawców i wyznawców, którzy twierdzą z całym przekonaniem, że gdyby się trzykrotnie (a nawet więcej) nie zaszczepili, na pewno by umarli. A tak…tylko chorują. To naprawdę prawdziwa tragedia, tym bardziej, że żaden „fan” szczepionek nie zauważa nagłych śmierci młodych ludzi, w tym sportowców, którzy po przysłowiowej szprycy umierają dosłownie na boiskach.
Spróbujmy prześledzić sprawę na chłodno w kategoriach biologicznych. „Szczepionka” jest oficjalnie podawana jako panaceum w obliczu „śmiertelnego” zagrożenia. Wygląda na to, że nie spełnia oczekiwań, lecz wręcz rozczarowuje! A to może być dopiero początek problemów. Przecież nadal czekamy na pojawienie się skutków długofalowych! Wstrzyknięcie (jest to nienaturalna droga) do ciała pewnej ilości (tak naprawdę nie wiadomo jakiej) mmRNA jest jedynym kontrolowanym etapem eksperymentu (nie licząc modyfikacji cząsteczki kwasu, które, chroniąc go przed zniszczeniem, prowadzą do…eliminacji pierwszych etapów reakcji immunologicznej organizmu). A potem? Niech się dzieje wola Boża!?
Nie wiemy, ile białka S jest produkowane w organizmie (poza tym, że po kolejnych iniekcjach coraz więcej)!
Nie wiemy, gdzie ono trafi (a może wszędzie, choć w założeniu miało pozostać w miejscu wstrzyknięcia)!
Nie wiemy, jak długo krąży w organizmie (ostatnie dane mówią o 4 miesiącach, choć po serii szczepień będzie ono w organizmie być może na stałe)!
Nie wiemy, czy mRNA może – dzięki odwrotnej transkrypcji – wbudować się w genomy niektórych komórek ciała (niektórzy twierdzą, że jest to możliwe w gonadach, co oznaczałoby, że ta informacja mogłaby trafić w gametach do organizmu potomka)!
Nie wiemy – co najważniejsze – jakie (poza zamierzonymi) wywoła efekty biologiczne!!!
Zastanówmy się, skąd biorą się słynne NOP-y (niepożądane odczyny poszczepienne). Jakie mechanizmy leżą u podstaw tych niekorzystnych zmian. Jedno jest pewne! Tak drastyczna, wręcz brutalna, i niekontrolowana ingerencja w naturalne, dynamiczne mechanizmy ustrojowe musi przynieść efekty. Problem w tym, że często są one nieprzewidywalne, trwałe i – przede wszystkim – właśnie niepożądane.
Ale o tym już innym razem…
p.s. gdyby ktoś miał przekonanie, że „szczepionka uratowała Mu życie”, chętnie podejmę temat…

Dodaj komentarz