Wygrzebane po latach – szukamy wiosny?

Co robi prawdziwy miłośnik przyrody począwszy od lutego? Odpowiedź jest oczywista – wypatruje oznak nadchodzącej wiosny. A to znajdzie kwitnącą stokrotkę, a to przebijające się przez zalegającą jeszcze śnieżną pierzynkę ranniki, a to wychylające się ostrożnie z ziemi krokusy czy tulipany…O baziach już nie wspominam.

Ale co innego rzuca się bardziej w oczy, a raczej wpada w uszy. Coraz głośniejszy ptasi koncert. I nie straszne są ptakom „cyklony”, jakie regularnie przechodzą nad naszym krajem: zobacz zobacz zobacz zobacz.

A że i nam nie grożą bomby Putina, jak zapewnia przy każdej okazji premier (tu swój długi wywód przedstawił gospodyniom wiejskim: sprawdź, więc możemy, nie bacząc na pogodowe „kataklizmy”, rozejrzeć się wokół i podziwiać.

Od dłuższego już czasu koncertują gatunki osiadłe, które pozostają z nami „na dobre i złe”. Nawet mniej wprawne ucho bez kłopotu wychwyci prostą zwrotkę bogatki czy fletowe pogwizdywania kosa, które usłyszeć można nawet w nocy. Zapewne większość będzie miała natomiast kłopoty z rozpoznaniem kolejnych solistów, ale zapewniam Wszystkich, że śpiewają także modraszki, sosnówki, sikory ubogie, strzyżyki, kwiczoły, paszkoty, dzwońce, czyże, trznadle, skowronki, potrzeszcze, makolągwy czy…srokosze. Niezwykle ożywione są też dzięcioły, które odzywają się i bębnią na przemian.  

No i pierwsi wiosenni przybysze…A tych coraz więcej. Już 14 lutego słyszałem i widziałem żerujące pary żurawi. Ich ogromne stada podziwiałem w dolinie Tyśmienicy zaledwie parę dni temu. 20 lutego rozpoczął się regularny przelot skowronka, a na początku marca pojawiły się stada czajek. 8 i 10 marca spotkałem pliszki siwe. Grzywacze po raz pierwszy widziałem pod Ostrowem Lubelskim w ubiegły piątek, a w Lublinie gruchającego ptaka słyszałem przedwczoraj na cmentarzu przy ul. Unickiej. W piątek natknąłem się również na przelatujące lerki (skowronek borowy). W mieście wiosnę zwiastuje niezwykle charakterystyczny obrazk. Jest to widok krążących między blokami mniejszych lub większych stad śmieszek, szczególnie licznych przy załamaniu pogody.

I jeszcze jedno warto wskazać. Otóż mamy nieustannie powiększającą się grupę gatunków, których populacje są częściowo osiadłe (choć wygląda to różnie po obu stronach Wisły). A wśród nich choćby czapla siwa, czapla biała (przez całą tegoroczną zimę można było obserwować na naszym Pojezierzu stada liczące do kilkudziesięciu osobników; i pomyśleć, że moja obserwacja pojedynczego ptaka  z dn. 31 stycznia 1984 r. była pierwszym zimowym stwierdzeniem gatunku w Polsce w XX w.), gęgawa, kormoran, szpak, zięba czy myszołów.

Zachęcam do wypadów w teren, by szukać przygód na własną rękę (uważajcie tylko na łosie!). I to już, bo jest jeszcze szansa by pożegnać zimowych gości, ot choćby gągoły czy nurogęsi. A przy okazji zobaczyć bielika oraz usłyszeć jednocześnie dzięcioła czarnego, zielonego i dużego. Lecz nawet w naszych, lubelskich, parkach tę wiosnę również słychać. Kowalik, pełzacz ogrodowy, kwiczoł, dzięcioł białoszyi, dzięciołek, kos, grubodziób… Można też zrobić wypad nad Zalew Zemborzycki, gdzie czeka na nas jeszcze więcej atrakcji.

Powodzenia!

I parę wspomnień sprzed lat…

Dziś dość ciepło i pogodnie, więc przed południem wybrałem się do lasu. We wczesnowiosennym chórze dominują skowronki i trznadle. Słyszałem także śpiew kosa i głosy dzięcioła czarnego.

Około 15.30 nadciągnęła burza. Skończyło się na kilku pomrukach, lecz deszczu nie poskąpiła. A potem zrobiło się po prostu pięknie. Jakby niepostrzeżenie i niespodziewanie wkroczyła wiosna. Wiatr ucichł, wyjrzało słońce a delikatna mgiełka zaległa nad łąkami, polami i w lesie. Ciepłe, rześkie i wilgotne powietrze przepojone niepowtarzalnym aromatem.

Wyszedłem na skraj lasu. Zatrzymałem się oczarowany. To było niesamowite! Słońce chyliło się ku zachodowi. Właśnie przysłoniła je chmura i zamieniło się w wielką czerwieniejącą kulę, której blask kładł  się na nagich pniach sosen i odbijał w milionach kropel deszczu osiadłych na gałązkach i igłach drzew. I w tej scenerii rozpoczął się piękny wiosenny koncert. Pierwsze skrzypce grały w nim trznadle, którym dzielnie wtórowały niezmordowane bogatki i samotnie śpiewający w oddali kos. Co chwila włączał się ze swą charakterystyczną zwrotką dzięcioł czarny. Urokliwe!

I ten niesłychany kontrast między nie stopniałym jeszcze lodem na wodzie a pierwszą wiosenną burzą. A wieczorem znów rzęsisty deszcz. I nadal ciepło…

Hordzieżka, 17 marca 1974, niedziela

Dziś wyszedłem z domu już o 6.40. Lekki mróz. Dobra pogoda na wyprawę. Jeszcze w progu spoglądam na rosnącą na podwórzu lipę. A na niej…szpak, choć szybko odfruwa i mam pewne wątpliwości. W końcu to jeszcze luty. Przechodzę przez drogę i już po chwili jestem „w środku” lasu. Przystanąłem i nasłuchuję. Od strony zabudowań słyszę…śpiew szpaka. Wracam więc…i widzę dwa ptaki w koronie wiązu rosnącego na sąsiednim podwórzu. Teraz już nie mam wątpliwości. Po chwili dołączają kolejne dwa. A więc jednak „nasze”! Nagle kątem oka dostrzegam w górze znajomą sylwetkę. Samotna czajka zmierza na wschód…

Wracam do lasu. Wychwytuję głosy lecących skowronków, które obserwowałem już wczoraj. Słyszę dzwońce, makolągwy…Nagle dolatuje do moich uszu jakże charakterystyczna zwrotka. Tak, to trznadel. Jeden, drugi, trzeci…I gdzieś między nimi rozlega się krótka, energiczna zwrotka pełzacza leśnego. Nad głową słyszę gromadkę kwiczołów. Wytężam słuch i…tego mi brakowało! Najbardziej charakterystyczny donośny okrzyk – dzięcioł czarny! Gdzieś z daleka, ale po chwili widzę samego ptaka lecącego tuż nad wierzchołkami sosen. Z głębi lasu odpowiada mu inny. Po chwili rozlega się charakterystyczne bębnienie. Tego nie da się pomylić z niczym innym. Wyraźna, pełna mocy, seria jak z karabinu maszynowego.

Nieco zmarznięty, ale zadowolony, wracam do domu. Wchodzę na podwórze. Szpaki na posterunku. Śpiewają…

Hordzieżka, 28 lutego 1976 r., sobota

Zięby w Lublinie! Siedzieliśmy ok. 10.00 na ławce w Ogrodzie Saskim, gdy w pewnej chwili usłyszałem znane mi pink, pink, charakterystyczne i dla bogatki, i dla zięby. Pomyślałem, że to ta pierwsza. Odezwała się jeszcze kilka razy. Ale głos wydał mi się „podejrzany”. Podniosłem się. Na czubku drzewa siedział ptak, którego – niestety – nie mogłem rozpoznać. Nagle zaśpiewał (prawie w pełni poprawnie) zwrotkę, która mogła należeć tylko do zięby. Ne miałem złudzeń. Na dowód mojego „odkrycia” pojawiło się kilka kolejnych ptaków i teraz już z różnych stron zaczęły rozlegać się niezdarne próby nowo przybyłych. Nauka śpiewu rozpoczęła się na dobre.

Lublin, 11 marca 1977 r.

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑