Proszę Państwa, dnia 4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm – oznajmiła 28 października 1989 r. w niezapomnianym Dzienniku Telewizyjnym TVP Joanna Szczepkowska, z zawodu aktorka. I oto mamy powtórkę z rozrywki, tym razem w globalnej skali. Jeden z najbardziej podejrzanych oficjeli, szef WHO, zupełny nieudacznik i kukła w rękach Klausa Schwaba, niejaki Tedros Adhanom Ghebreyesus ogłosił urbi et orbi, że w dniu 5 maja 2023 r. skończyła się „największa pandemia” w historii człowieka i Drogi Mlecznej.
Sęk w tym, że obydwie wypowiedzi dotyczyły równie abstrakcyjnych rzeczy. W Polsce nadal za najważniejsze sznurki pociągają ONI, a najgorliwsi „komuniści”, teraz już jako prawdziwi demokraci, pierdzą w brukselskie stołki, za co otrzymują niebotyczne sumy. O randze komunikatu Tedrosa świadczy choćby reakcja nań tubylczego Wizjonera Zdrowia, który go po prostu olał i zaplanował „likwidację” koronawirusa dopiero na 1 lipca, choć ten tak naprawdę padł ofiarą „wojny „ naszych sąsiadów już ponad rok temu.
Było nie było, rozpoczęły się gorące dyskusje. Wypada zatem dodać swoje trzy grosze…
Niestety są to wyłącznie słowa krytyki, bo ta plandemia – moim zdaniem – była jedną wielką hucpą.
Pomyśl:
- na potrzeby tej szeroko zakrojonej akcji zmienili nam definicję i pandemii, i szczepionki;
- do diagnostyki infekcji wprowadzono złe testy (sama WHO od dłuższego czasu przed nimi przestrzegała, potem dołączyło CDC, ale u nas testowano PCR-em w najlepsze);
- do fałszywie dodatnich wyników doszły najzwyklejsze oszustwa lekarzy wypisujących zgony; stała za tym potężna kasa, tj. za „udokumentowanie” zgonu kowidowego dostawało się ogromne pieniądze (podobnie jak za opiekę nad „chorym”);
- dodatkowo (to nasz pomysł, chyba jedyny oryginalny wkład do walki z pandemią) wprowadzono termin „choroby współtowarzyszące”, co znacznie podwyższyło liczbę „pożądanych” przypadków (przykład: ktoś umierał na raka, standardowo sprawdzało się, czy nie jest zakażony wirusem; jeśli tak – w „papierach” zostawał jego ofiarą); wynik dodatni automatycznie utożsamiano z zachorowaniem, co pociągało za sobą szereg przykrych następstw; przy okazji powstał ciekawy potworek językowy: „zachorować bezobjawowo” (ulubiona fraza kowidian!); nawet naszemu Prezydentowi przytrafiła się ta „niebezpieczna” przypadłość (pierwszy raz bez szczepienia, drugi – po przyjęciu potrójnej dawki); nieco później po potrójnym strzale „zaniemógł” także min. Błaszczak; o Bidenie nawet nie wspominam;
- nikt nie zwracał uwagi (ogromna w tym zasługa „niepokornych dziennikarzy”, którzy „na pandemii” także trzepali kasę) na prawdziwe przyczyny hospitalizacji i zgonów (choć właśnie to pokazałoby prawdziwy obraz tego gorszącego przedstawienia); tymczasem jakiś czas temu podano, że w Anglii z powodu „mitycznego” wirusa umarło przez dwa lata nie więcej niż 3000 osób; u nas (wg oficjalnych danych) – ponad 100 tysięcy;
- najważniejsze w sprawozdawczości (od razu widzę Piszczyka w „Zezowatym szczęściu”) były zestawienia (np. ile było zajętych respiratorów), rekordy, szczyty i prognozy „przypadków” (najbardziej „użyteczne” określenie w tym ogólnoświatowym przedstawieniu) i liczba osób „na kwarantannie”; nic dziwnego, że w Polsce zamiast na urlop, szło się na kwarantannę – ludzie to załatwiali między sobą, niekiedy przez telefon; jeśli ktoś dostawał wynik z magicznym „+”, wskazywał kogokolwiek (zwykle na jego prośbę) jako osobę, z którą się kontaktował; można? można! Polak potrafi!;
- „upłynniono” definicję „zaszczepionego”; jedna/dwie/trzy dawki przed upływem 14 dni nie były podstawą wskazania kogoś jako osoby zaszczepionej (nie zmieniał tego również booster); a więc kto jest zaszczepiony??? a to już zależy, wicie rozumicie, od sytuacji; swoją drogą nikt nigdy nie przedstawił u nas żadnych wiarygodnych porównań;
- i najgorsze na koniec: przez bite dwa lata wmawiano wszystkim, że covida nie można leczyć; zalecana przez radę medyczną (sami wybitni specjaliści!) „nowatorska terapia” wyglądała w skrócie następująco: złe samopoczucie + gorączka – teleporada – samoobserwacja połączona z paracetamolem (szczęśliwcy mieli też pulsoksymetr, choć jego „złe” wskazania działały jak potężne nocebo!) – duszności – telefon (jak nie mogłeś już mówić, dzwonił ktoś w Twoim imieniu) – czekanie na karetkę – transport do szpitala (jeśli są miejsca; okazało się, że było ich pełno, a brakowało ich tylko w topornej propagandzie tvpinfo) i to obowiązkowo na sygnale – maska tlenowa – respirator – trumna (zmarły zwykle trafiał do niej tylko w pampersach i piżamie, ale obowiązkowo w czarnej folii) – Amen! Może upraszczam, ale tak było aż do czasu, gdy Gazeta Wyborcza dała sygnał do odwrotu, pytając, dlaczego zdecydowana większość chorych leżących na OIOM umiera. I nikt już nie odpowie na pytanie: a ilu umarło, choć mogli żyć???
Co byś teraz zrobił, gdybyś znalazł się w opisanej wyżej sytuacji? Czy szukałbyś jak najszybciej skutecznej terapii, czy czekałbyś z termometrem w ręku i pulsoksymetrem na kciuku, wiedząc, że ciężkie zapalenie płuc to niekoniecznie „najgroźniejszy wirus”, a raczej powikłania po infekcji bakteryjnej? Bo przecież nawet wiarygodny wynik dodatni nie wystarczy, by wszystko tłumaczyć obecnością koronawirusa. Ona w większości przypadków nic nie znaczyła. Teraz już piszą o tym oficjalnie.
W następnej notce o PRAWDZIWYCH skutkach „pandemii”. Bo lansowany oficjalne long covid to chyba efekty szczepień!

Dodaj komentarz