Badania przesiewowe – pozorowana walka z rakiem?

Programy badań przesiewowych (rak piersi, prostaty, tarczycy, szyjki macicy czy okrężnicy) są bardzo kosztowne. Mają także inne wady. Dzięki nim „niepotrzebnie” wykrywa się liczne nowotwory, które niegdyś pozostałyby niezauważone, nigdy by się nie rozwinęły lub spontanicznie uległyby regresowi. Ale również takie, które nie sprawiłyby problemu, ponieważ  pacjent i tak umrze z innego powodu, zanim nowotwór wywoła problem. Jest to tzw. „przediagnozowanie”, o czym już wspominałem.

Ponadto w takich badaniach wykrywa się liczne „przypadki fałszywe dodatnie”. Skąd my to znamy? Covid-19 kłania się w pas! Tak naprawdę dają one tylko wskazówki, zaś dużo rzadziej – pewność. I dlatego, w większości przypadków, przy odbiorze wyników słyszymy, że należy wykonać… kolejne badania. Bo takie są procedury. Pierwsza diagnoza musi zawsze zostać potwierdzona wynikami biopsji lub zabiegu chirurgicznego.

Programy badań przesiewowych skutkują więc licznymi dalszymi diagnozami, zabiegami, a nawet leczeniem, które – choć niepotrzebne – niosą ze sobą zestaw niepożądanych skutków ubocznych, przede wszystkim stres i ogromny lęk. Z tego względu prawdziwi specjaliści są zdania, że, ogólnie rzecz biorąc, badania przesiewowe są po prostu przereklamowane.

Czy mamy zatem do czynienia z pozorowaną walką z rakiem?

W następstwie badań przesiewowych wykrywających raka umiejscowionego w narządach, które nie są niezbędne do życia (piersi, prostata, macica, jajniki, jądra, tarczyca) lub w narządach parzystych (płuca, nerki), następuje po prostu ich usunięcie, które uniemożliwia, to chyba oczywiste, nawrót nowotworu in situ (stąd „skuteczność” terapii raka macicy wynosząca aż 95%). Życie jest najważniejsze, więc mimo ewidentnych okaleczeń i ograniczeń fizjologicznych, większość zgadza się na tak drastyczny zabieg.

Lecz czy kogoś interesują przyczyny tej „epidemii” nowotworów, z którymi Big Pharma tak bohatersko walczy i tak dobrze sobie radzi? Czy ktoś stara się je wyjaśnić? Kto powie nam, skąd się wzięła i co należałoby zrobić, by jej uniknąć? Nikt, albo bardzo niewiele osób. O tym też pisałem, bo to jest prawdziwa profilaktyka, tyle, że „darmowa”, więc…

Nie tylko problem ten traktuje się jako „nieistniejący” z punktu widzenia medycyny, ale na osoby, które mają czelność proponować jakieś rozwiązania, patrzy się „spode łba”. Nie ma szybszego sposobu na zdobycie etykietki „oszusta” lub „szarlatana” niż poruszenie tematyki nowotworów i zgłębianie rozwiązań alternatywnych.

I jakakolwiek próba lekarzy wyjścia poza schemat „chemioterapia-radioterapia-chirurgia” kończy się krytyką, atakami i procesami. Tak było w latach 1980. i tak jest teraz!

A u nas? Jak zwykle, stara bida…

Przesiewowe badania genetyczne, służące wczesnemu wykrywaniu nowotworów, w ciągu 20 lat mogą przynieść korzyści gospodarcze przekraczające 90 mld zł – przekonują nasi eksperci. Było to już parę lat temu, więc – przy takiej putinflacji – będzie tego już ze 150 mld. Jest się o co bić, w plandemii nie w takie bajki rządzący uwierzyli!

A inicjator programu „Badamy Geny” (można o tych modnych bdzetach  poczytać w dziesiątkach artykułów; w końcu po opanowaniu technik sekwencjonowania genomu trzeba zacząć na tym zarabiać) prof. Krystian Jażdżewski powiedział, że badania genetyczne pozwalają wykryć mutacje zwiększające ryzyko zachorowania na nowotwory. Więc przypomnę raz jeszcze: sam prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego wręcz lekceważy rolę genów w nowotworzeniu! Ta, oparta na mutacjach, elegancka koncepcja onkogenezy poszła już dawno w zapomnienie (twórcy zostali za nią nagrodzeni Noblem w 1989 r.). O tym też będę pisał. Więc moje stwierdzenie o „bzdetach” nie jest aż nadto surowe.

Dzięki temu można je wcześniej wykryć i skuteczniej leczyć, a czasami nawet uniknąć raka, po wykonaniu odpowiedniego zabiegu prewencyjnego (usunięcie jajników i piersi) – ciągnie wątek wspomniany specjalista. Przypomnę tylko, że w notce o raku piersi w miarę treściwie wyłożyłem te kwestie. Gdybym był złośliwy, zaproponowałbym pozbawić wszystkie kobiety i jajników, i piersi? Nie chcą rodzić, nie chcą karmić, może byłoby taniej? Tym bardziej, że są już testowane sztuczne łożyska.

Tymczasem „nasz wizjoner” zaproponował przeprowadzanie badań przesiewowych w całej polskiej populacji (14,3 mln) ludzi młodych (25-34 lata) za „marne” 36,7 mld zł (no, teraz to już będzie ze dwa razy więcej).

Projekt przesiewowych badań genetycznych poparł sam JM Rektor  warszawskiego UM, prawdziwej alma mater, matki karmicielki, bo przecież po akceptacji projektu sporo kasy zostanie przelane na konta uczelni. Zwrócił on uwagę, że obecnie stosowane profilaktyczne badania przesiewowe, takie jak mammografia i kolonoskopia, nie uwzględniają indywidualnego ryzyka raka wynikającego z mutacji i rodzinnych predyspozycji. No i dotyczą ludzi starszych (50-69 lat), często już emerytów. A to jest dalece niewystarczające. Więc proponuje prawdziwą rewolucję!

Chce aby u kobiet z mutacją BRCA1/2, zwiększającą ryzyko raka piersi, wykonywać corocznie rezonans magnetyczny już od 25. roku życia, a mammografię – po ukończeniu 30 lat. Niezbyt przyjemne badanie, jakim jest kolonoskopia, wg eksperta, musi być obowiązkowe – raz w roku, jak przegląd samochodu – u osób z mutacją genu zwiększającą ryzyko raka jelita grubego. Nooo! Ten to poszedł na całość! Jak w niezapomnianym skeczu Kabaretu Tey Pani Pelagia, pracownica zakładu produkującego bombki…(a dla kogo ten wywiad?), grana genialnie przez ś.p. Bohdana Smolenia.

Metoda opracowana przez specjalistów Warsaw Genomics pozwala przebadać 70 genów i sprawdzić występowanie w nich ponad 50000 potencjalnych uszkodzeń. Wykonanie pojedynczego badania w Polsce kosztuje 599 zł, przy 10-krotnie wyższej średniej europejskiej. Drżyjcie narody!!! Megalomania level-hard. Pozostaje tylko przyglądać się tej mrzonce…

A czy ktoś zastanawia się nad tym???

Diagnoza (szczególnie dotycząca choroby neurologicznej czy onkologicznej) zawsze jest szokiem – nie tylko dla pacjenta, ale również jego najbliższych. Dotyka wszystkich sfer ich życia: społecznej, fizycznej i psychicznej. Burzy stabilną wizję świata i poczucie bezpieczeństwa. W obliczu tak dużego wyzwania, najbliżsi chorego z dnia na dzień muszą wejść w nową rolę i zmierzyć się z nieznanymi dotąd wyzwaniami. 

Pacjenci i ich bliscy wspominają moment diagnozy jako dzień, który wywrócił do góry nogami ich dotąd dość spokojne życie, nie zostawiając przy tym instrukcji, jak sobie z tym poradzić i w jaki sposób przywrócić ład. Silne emocje (strach, lęk, smutek, przygnębienie) występujące u osób, których bliski zmaga się z chorobą, są jak najbardziej zrozumiałe i wymagają emocjonalnego przepracowania. Pacjenci, którzy otrzymują diagnozę choroby przewlekłej bądź nieuleczalnej przeżywają tzw. żałobę po sobie zdrowym. Nic w ich życiu nie będzie wyglądało tak jak wcześniej i z tym wiąże się lęk przed nieznanym i konieczność konfrontacji z własną wyobraźnią, która czasem wyolbrzymia rzeczywistość. Taka żałoba dotyczy również bliskich. 

O zdrowie chorego najczęściej dba najbliższa mu osoba: córka/syn (31,7%), rodzic (19,1%), babcia/dziadek (16,5%). Ich styl życia nagle się zmienia – muszą ograniczyć pasje, życie towarzyskie, a nawet zrezygnować z pracy bądź nauki. Ich codziennością staje się opieka nad chorym.

Wśród najtrudniejszych aspektów związanych z opieką nad bliskimi wymienia się: ogólny brak współpracy – zachowanie na przekór, ignorowanie poleceń, buntowanie się, brak siły fizycznej opiekuna, brak apetytu u chorego i opór przed stosowaniem się do zaleceń lekarzy. Bardzo dużym problemem jest również poczucie bezsilności, bezradności i zagubienia u chorego i opiekunów. Wynikają one z wyczerpania fizycznego i emocjonalnego.

Człowiek pragnący wypełniać dobrze swoje obowiązki potrzebuje czasu dla siebie, poczucia własnej skuteczności i odpoczynku. Opiekunowie bardzo często nie mają tej możliwości, ponieważ choroba nadaje rytm ich życiu niemal równie mocno, jak życiu podopiecznego.

Pacjentów często łączy problem, jakim jest niedożywienie. Dotyczy ono nawet do 90% chorych onkologicznie.

Ponad 70% opiekunów, którzy wprowadzili żywienie medyczne, stwierdziło, że poprawiło to ich sytuację. Najczęściej wskazywali na wzrost poczucia, że ich opieka nad chorym ma sens (57%) oraz powrót nadziei i optymizmu na poprawę stanu chorego (39%).

I to wszystko należy przyjąć z pokorą.

Ale co zrobić z niepotrzebnymi ofiarami fałszywych diagnoz, niepotrzebnych, niczym nie potwierdzonych, badań genomicznych, których nawet nie potrafimy zinterpretować i po których podejmujemy złe decyzje? Przypomnijmy raz jeszcze słowa tego rzekomego specjalisty: zbadać geny i profilaktycznie wyciąć jajniki, macicę, piersi…Panie, zacznij Pan od siebie, najlepiej w tym samym miejscu, gdzie proponuje Pan to kobietom!

Czy wy naprawdę musicie doprowadzać ludzi – w imię własnych, chorobliwych ambicji – do takiego stanu? Nawet w Waszym gronie zdania na ten temat są skrajnie odmienne. Więc dlaczego cierpieć muszą niewinni? Nie muszę dodawać, że opisane tezy już dawno leżą na śmietniku nauki!

Jedna myśl na temat “Badania przesiewowe – pozorowana walka z rakiem?

Dodaj własny

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑