Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie?
(Mt 6,24-34)
Ostatnie odkrycia fizyki i biologii wyraźnie wskazują na związek Nauki i Ducha. Jestem przekonany, że dopiero dzięki ich całkowitemu połączeniu mamy szansę stworzenia lepszego świata.
Najnowsza nauka powraca do koncepcji najstarszych cywilizacji, które nie czynią rozróżnień między skałami, powietrzem, roślinami i ludźmi. Tam wszystko jest przepojone duchem – niewidzialną energią. I taki jest właśnie świat fizyki kwantowej, w której materia i energia tworzą nierozerwalną spójną całość. Czas więc zawrócić z kolejnej ślepej uliczki.
Kiedy Nauka odwróciła się od Ducha, jej misja zmieniła się gwałtownie. Zamiast próbować zrozumieć naturalny porządek (aby ludzie mogli żyć z nim w harmonii), „nowocześni” badacze postawili sobie za cel kontrolę i dominację nad Naturą. Aspiracje duchowe zamieniono na wojnę o gromadzenie dóbr materialnych. Świat został zdominowany przez kult złotego cielca. Wygrywa w nim ten, kto ma najwięcej zabawek.
I, co gorsze, dzisiejsi naukowcy zaczynają praktykować niektóre „sztuczki”, zanim jeszcze nauczyli się je kontrolować. W biologii i medycynie jest to zjawisko powszechne! Tak postępują z naszymi genami i środowiskiem nie rozumiejąc, jak bardzo wszystko na tej planecie jest ze sobą połączone. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Taka nieodpowiedzialna „zabawa w Pana Boga”.
Jak dotarliśmy do takiego stanu? Był taki czas, kiedy dla uczonych koniecznością stało się oddzielenie nauki od Ducha, przynajmniej tego „skorumpowanego” przez Kościół. Ta potężna instytucja zajmowała się dławieniem naukowych odkryć, które nie były zgodne z jego dogmatami.
Ale „niewidoczne siły” świata duchowego nie poddawały się tej samej analizie co materia. W erze poreformacyjnej zachęcano więc badaczy do dociekań nad światem naturalnym, a „prawdy duchowe” oddano religii i metafizyce. Niestety tym ostatnim przypięto automatycznie łatkę „nienaukowych”, tylko dlatego, że…nauka nie miała odpowiednich narzędzi i metod. Lecz zamiast się do tego po prostu przyznać, zabrała się ochoczo do „rozwiązywania” fundamentalnych zagadnień życia i Wszechświata. Chyba każdy przyzna, że wkroczyliśmy, i tkwimy w nim nadal, w stan swoistej schizofrenii.
Oliwy do ognia dolał w na początku II poł. XIX w. Darwin. Z jego teorią w ręku nie widziano już potrzeby powoływania się na Boga jako wielkiego projektanta porządku panującego w Naturze. Darwinizm deklaruje, że celem naszych wysiłków jest przetrwanie, choć nie precyzuje, jakimi metodami powinno być ono osiągnięte. W rywalizacji obowiązuje „wolna amerykanka”. W zasadzie stwierdza on, że ci, którzy mają więcej, po prostu na to zasługują. A prawa moralne nie obowiązują, bo w tej dżungli każdy walczy o swoje!
Tyle, że darwinowscy „zwycięzcy” są w sumie przegranymi, ponieważ wszyscy stanowimy jedność z większym Wszechświatem/Bogiem. Szereg fantastycznych odkryć w fizyce kwantowej postawiło teorie materialistyczne „na głowie”. Biologowie i medycy niestety z tego nie skorzystali, a wzajemna wrogość obozu naukowego i środowisk religijnych nieustannie rośnie. Widać to szczególnie teraz, kiedy wręcz toniemy w falach informacyjnego tsunami…
Tymczasem wiemy choćby to, że nawet receptory komórkowe (cząsteczki białka) nie stanowią źródła tożsamości komórki, lecz są swoistym medium, poprzez które ta „tożsamość” jest odbierana ze środowiska. Można rzec, że „dusza uruchamia fizyczne ciało”.
Wyobraź sobie siebie występującego w programie telewizyjnym. Jesteś obrazem na ekranie odbiornika, lecz twój wizerunek nie pochodzi z jego wnętrza. Twoja tożsamość jest zewnętrznym sygnałem środowiskowym odbieranym przez antenę. Gdy telewizor się psuje, Ty zostajesz i jesteś widoczny w innych odbiornikach. Bo nadawany sygnał jest wciąż dostępny w eterze.
Nasza tożsamość, nasza „jaźń”, istnieje w środowisku, bez względu na to, czy ciało żyje, czy nie. Świadectwa potwierdzające, że indywidualny sygnał jest nadal obecny po śmierci, pochodzą choćby od pacjentów po transplantacjach, którzy informują, że wraz z ich nowymi narządami przychodzą zmiany psychologiczne i behawioralne. O czymś niesłychanie tajemniczym pisałem zaledwie parę dni temu: https://lornetkawsieci.com/2023/06/14/czy-naprawde-medycyna-drepcze-w-miejscu/
Ponieważ środowisko reprezentuje „Wszystko, Co Istnieje” (Boga), a nasze receptory tożsamości (anteny) odbierają jedynie wąskie pasmo pełnego spektrum, wszyscy reprezentujemy małą część całości,…małą cząstkę Boga. Każdy z nas jest duchem w materialnej formie. Wielu uduchowionych ludzi oczekuje powrotu „materialnego” Boga na naszą Ziemię – Buddy, Jezusa czy Mahometa. Czy to kiedykolwiek nastąpi?
Jako członkowie globalnej społeczności musimy dostrzec, że jesteśmy boskimi istotami, które powinny działać tak, by wspierać każdego i wszystko na tej planecie, zamiast prowadzić rywalizację o przetrwanie. Przemoc nie jest niezbędną częścią naszej życia. Jest ona zwykle związana z pozyskiwaniem zbędnych dóbr materialnych, narkotyków służących do ucieczki z koszmaru świata, jaki sobie stworzyliśmy i różnymi formami znęcania się nad innymi. A najbardziej rozpowszechnioną i podstępną jej formą jest ta, która wynika z ideologicznej kontroli. Przez całą historię ludzkości różne rządy i ruchy religijne nieustannie mobilizowały swoich wyborców do agresji i przemocy, by poradzić sobie z ludźmi inaczej myślącymi i niewierzącymi.
Czy tak ma pozostać? Spójrzmy jeszcze raz na cytowany fragment Ewangelii…

Dodaj komentarz