Jak dziecko wypije całą butelkę, beknie i uśnie, to jest słodkie.
A jak ja tak robię, to od razu alkoholik!
60-latek z Prudnika zaczął mieć zaburzenia widzenia typowe dla zatrucia metanolem. Stwierdzono u niego stężenie tego alkoholu we krwi równe 1.4 promila, co zwiastowało najgorszy z możliwych finał (już 0.2 jest bardzo toksyczne). Wkrótce nasz bohater stracił przytomność a jego funkcje fizjologiczne zaczęły znacząco odbiegać od normy.
Lekarze podjęli walkę o życie nieszczęśnika. Przez blisko 3 dni podawali amatorowi trunków wszelakich…zwykły spirytus (w sumie ponad 0,6 l w 50 dawkach; serwowany co 60 minut „leczniczy drink” składał się z 10 ml etanolu rozcieńczonego w 40 ml wody). Przez pierwsze kilka godzin specyfik „aplikowano” w kroplówce (pacjent był nieprzytomny), a potem już, jak nakazuje tradycja,…w kieliszku.
Zadziałał tu znany w biochemii mechanizm. Wprowadzenie do organizmu etanolu (do poziomu 0,1%), powoduje, że wątroba zajmuje się najpierw nim, a metanol „czeka w kolejce”. Dehydrogenaza alkoholowa po prostu „woli” alkohol etylowy. W tym czasie ten potencjalnie bardziej szkodliwy opuszcza organizm (płuca, skóra, dializa) w niezmienionej formie. Przy braku etanolu sytuacja staje się wyjątkowo niebezpieczna. Rozkładamy metanol, doprowadzając do poważnego zatrucia organizmu powstającym w tym procesie formaldehydem, którego 40% roztwór znamy jako formalinę.
Czy tylko my mamy takie problemy?
Rozpoznajecie ptaki ze zdjęcia? To podobno pijane jemiołuszki, które przedobrzyły ze sfermentowanymi owocami jarzębiny. Warto przynajmniej zabrać je z chodnika, a jeszcze lepiej umieścić w jakiejś „izbie wytrzeźwień”. Pozostawione w takim stanie i miejscu są narażone na śmiertelne niebezpieczeństwo. https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-jemioluszki-padly-na-chodnik-bo-sie-opily-zdjecia-ptakow-obi,nId,6525535 Ale ci sympatyczni zimowi goście nie są wyjątkiem. Popatrzmy na innych amatorów czegoś mocniejszego…

Słonie także lubią wypić,
Swego czasu banda słoni włamała się do „sklepu” i trzech domów w pewnej indyjskiej wsi. W sklepie stado wyszperało spory zapas mocnego trunku (likier o „mocnych nutach kwiatowych”) zrobionego z soku drzewa mahua. Ogółem na libacji „poszło” około 500 litrów. Wyraźnie niedopite zwierzęta postanowiły przeszukać jeszcze parę domów, ale bez rezultatów. Policji i mieszkańcom udało się w końcu przegnać je z wioski, choć przedtem zdołały one jeszcze stratować pola uprawne.
pijane papugi w Australii są prawdziwą plagą,
Kiedy w północnej Australii rozpoczyna się pora deszczowa (przełom IX/X), nad głowami mieszkańców zaczynają latać setki „pijanych” papug czerwonoskrzydłych. Mają problemy z utrzymaniem równowagi, wpadają na stojące im na drodze przeszkody i nie okazują żadnego strachu przed ludźmi. Wręcz przeciwnie, są do nich nastawione niezwykle przyjaźnie. Ptaki obficie raczą się fermentującymi owocami mango. Upojenie utrzymuje się zazwyczaj około kilku dni. Śmiertelność papug w tej „chorobie” wynosi 50%. Padają ofiarami kotów, rozbijają się o budynki, no i potrafią zapić się na śmierć.
a w Szwecji straszą „nawalone” łosie!
Szwedzka policja odnotowuje ostatnio wzrost liczby zgłoszeń przypadków pijanych łosi, które „upijają się” opadłymi z drzew sfermentowanymi jabłkami i terroryzują ludzi. Pewien mężczyzna nie mógł wejść do swojego domu właśnie z powodu podpitych zwierząt, które zablokowały drzwi, wykazując przy tym nienaturalną śmiałość. Nietrzeźwe zwierzęta stanowią poważny problem w całym kraju. Mogą być niebezpieczne zarówno dla siebie, jak i otoczenia. Zdarzają się sytuacje, kiedy otumanione atakują różne rzeczy. I wtedy zaplątują się porożami w huśtawki na placach zabaw oraz gałęzie drzew i krzewów.
Nasz poczciwy Chrumek też przesadził z procentami…
Pan Paweł Kowalski, który prowadzi osadę leśną w Kole pod Piotrkowem Trybunalskim, spodziewał się najgorszego, gdy z zagrody – po potyczce z rywalem – uciekł oswojony dzik Chrumek. Na szczęście odnalazł się on po tygodniu za stodołą jednego z pobliskich rolników. Niestety…był pijany jak świnia. Urżnął się owocami z wina domowej roboty. Swoje odchorował już po powrocie do stałego miejsca zamieszkania.
A ten filmik pozostawiam bez komentarza: https://twitter.com/i/status/1622213557315051520.
To teraz może trochę o nas samych…; pijemy na zdrowie?
Ryzyko ogólne zgonu u osób pijących umiarkowanie (do 2 drinków dziennie) spada o 32% w porównaniu z abstynentami. Umiarkowane spożywanie alkoholu zapobiega chorobom układu sercowo-naczyniowego, zwłaszcza atakom serca i udarom oraz demencji. Interesujące jest, że w dużych tętnicach ludzi zmarłych z powodu alkoholowej marskości wątroby nie stwierdzono zmian miażdżycowych. Alkohol zwiększa również wrażliwość tkanek na insulinę, co zapobiega cukrzycy typu 2.
Chorzy na CHD (coronary heart disease) powinni rozważyć włączenie do swej diety umiarkowanych ilości alkoholu. Ale abstynentów nie powinno się nakłaniać do picia, choć wstrzemięźliwość trzeba odradzać.
Szczegółowe badania (1818 pacjentów po zawale serca) przeprowadzone w USA dały zaskakujące wyniki. Ci, którzy spożywali 10-30 g spirytusu (dwa kieliszki wina, dwie butelki piwa lub dwa kieliszki wódki) żyli dłużej od pozostałych. Ryzyko śmierci z powodu problemów z sercem u umiarkowanie pijących po zawale było aż o 42% niższe niż u abstynentów. Zmniejszało się również (o 14%) ryzyko śmierci z innych powodów. To o tyle ciekawe, że do tej pory naukowcy sądzili, iż umiarkowane dawki alkoholu wydłużają życie, ale tylko u osób bez problemów kardiologicznych.
Naukowcy ostrzegają jednak przed zbyt pochopnym sięganiem po kieliszek. Po pierwsze dlatego, że różne organizmy mogą różnie reagować na alkohol, więc zanim zaczniemy „drinkować” po zawale serca, należy koniecznie skonsultować tę decyzję z lekarzem. Po drugie dlatego, że badania prowadzono do tej pory wyłącznie na mężczyznach. Kobiety z pewnością mają inny, niższy „bezpieczny” limit dziennej dawki alkoholu.
Okazuje się też, że rozsądne spożycie alkoholu wzmacnia układ odpornościowy i pomaga szybciej zwalczyć infekcje. Były to, co prawda, badania na rezusach, ale…
I najlepsze…pij, będziesz chodził bardziej prosto?!
Naukowcy z American Chemical Society odkryli kolejny pozytywny dla zdrowia skutek picia czerwonego wina. Przez 8 tygodni karmili myszy dietą bogatą w ten związek. W pierwszym okresie badań, starsze myszy miały o wiele większe problemy z utrzymaniem równowagi, niż ich młode. Jednak po 4 tygodniach okazało się, że potrafią one zachować równowagę o wiele częściej, zbliżając się do wyników uzyskanych przez młodzież.
A w ogóle co z tym czerwonym winem?
Czy pacjentom otyłym i zagrożonym cukrzycą lekarze będą wypisywali receptę na wino. Naukowcy z Holandii udowodnili (w badaniach klinicznych z udziałem ludzi) prozdrowotne właściwości czerwonego wina. Badania wykazały, że chodzi o rezweratrol – naturalny składnik skórki czerwonych winogron. To ten związek obniża metabolizm, przez co organizm potrzebuje mniej pożywienia, aby wygenerować dużo energii. Poza tym ten silny przeciwutleniacz zmniejsza ciśnienie krwi, poziom glukozy we krwi i zawartość tłuszczu w wątrobie. Związany jest także z sirtuinami, które są białkami wyciszającymi „geny starzenia”. Poszukajcie w sieci o Adele i diecie sirtuinowej.
Być może rezweratrol ma związek z wyjątkowo wysoką średnią długością życia Francuzów, mimo ich teoretycznie niezbyt zdrowej, zbyt tłustej diety i picia dużej ilości alkoholu (jest to jednak przede wszystkim czerwone wino).
Do rezweratrolu, długowieczności i suplementacji wrócimy w innej notce. Bo to nie jest takie proste, jak się czeęsto opisuje. Przykład? Proszę bardzo: optymalna dobowa dawka rezweratrolu wynosi 150 mg. Aby taką dostarczyć organizmowi, należy wypić…około 12-13 butelek wina (100 mg rezweratrolu znajduje się w 6 litrach dobrej jakości czerwonego wina). Naukowcy polecają więc przyjmowanie go w postaci suplementu diety. Przyznacie, że to nie trzyma się „przysłowiowej kupy”. I nie chodzi o ilość wina, lecz raczej samego rezweratrolu.
A cóż to takiego?
Nie rób sobie nadziei – alkohol nawet w małych ilościach może szkodzić!
Jedna z ostatnich analiz (z 2018 r.) obejmująca 600 000 osób (19 krajów) regularnie spożywających alkohol wykazała, że picie 5-10 drinków w tygodniu może skracać życie nawet o 6 miesięcy, 18 i więcej – do 5 lat życia.
Alkohol – niezależnie od ilości – zwiększa ryzyko wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych. „Bezpieczna” tygodniowa dawka powoduje wzrost ryzyka zawału (14%), nadciśnienia tętniczego (24%), niewydolności serca (9%) i tętniaka tętnicy płucnej (15%). Najnowsze badania pokazują, że nie ma żadnych korzyści zdrowotnych wynikających z picia alkoholu – powiedział prof. Tim Chico z Uniwersytetu w Sheffield. Abstynent czy co?
Okazuje się, że niewiele później przerwano inne badania. A dotyczyły one korzyści zdrowotnych wynikających…z picia alkoholu.
Oto NIH (dyr. F. Collins) nakazał przerwanie rzekomo kontrowersyjnych badań (koszt 100 mln $), których celem było sprawdzenie, czy codzienne picie niewielkich dawek alkoholu poprawia zdrowie. Decyzję podjęto po śledztwie, które wykazało, że pracownicy NIH i kontrahenci nie dotrzymywali standardów etycznych, przyjmując 67 mln od 5 firm produkujących alkohol.
Studium, mające potrwać 10 lat, odbywało się pod kierunkiem National Institute on Alcohol Abuse and Alcoholism (NIAAA). Prowadzący śledztwo stwierdzili też, że sama konstrukcja studium, w którym miało wziąć udział 7800 osób z 16 miejsc na całym świecie jest niewłaściwa (zbyt mała próbka). Okazało się również, że już wcześniej autorom badań zwracano uwagę, iż ich kontakty z przemysłem spirytusowym mogą wpłynąć na jakość badań, ale wysoki rangą przedstawiciel NIAAA doradził im wówczas, by zignorowali te uwagi. Do chwili rezygnacji NIAAA wydało już 4 miliony dolarów na przygotowanie i rozpoczęcie badań.
Taka decyzja była oczywista, do przecież tej pory wszyscy badacze byli „czyści jak łza”. Wypada tu przypomnieć, że prof. Collins to gość, który wraz z dr. Faucim – tuż po przerwaniu tych badań – zafundowali Stanom Zjednoczonym i całemu światu największą hucpę wszechczasów – plandemię koronawirusa. I na razie nie wiemy, czy gorsze jest picie alkoholu, czy koronawirus i szczepionki. Jedno jest natomiast pewne. Znamy większego opoja niż człowiek…
Oto on: ogonopiór uszasty!
Nasz bohater zasiedla lasy na Sumatrze i Borneo oraz w Malezji i Tajlandii. Jest to niewielki (50 g), przypominający wiewiórkę, ssak raczący się każdej nocy (ok. 2 h) naturalnym piwem palmowym. Zlizuje sfermentowany nektar o zawartości do 3,8% alkoholu. Wchłania go taką ilość, która (w przeliczeniu na masę ciała) zwaliłaby człowieka z nóg. Jednak ogonopiór nigdy się nie upija! Uczeni przypuszczają, że znacznie szybciej rozkłada on alkohol niż czyni to organizm człowieka.
Ogonopióry korzystają z gatunku palm, które kwitną niemal przez cały rok. Pojedynczy kwiat produkuje nektar przez półtora miesiąca (czas potrzebny nasionom do osiągnięcia dojrzałości). Alkohol daje zaś gwarancję, że zwierzę (występujące w roli zapylacza) będzie cierpliwie odwiedzało drzewo. Skoro ogonopióry żywią się sfermentowanym nektarem od milionów lat i poświęcają mu więcej uwagi niż jakiemukolwiek innemu źródłu pożywienia, oznacza to, że alkohol przynosi im po prostu pożytek. O oczywistych korzyściach samej palmy nawet nie wspominam.
Czas więc jak najszybciej wznowić tak brutalnie przerwane przez NIH badania, przynajmniej nad winem. W końcu wszyscy pamiętamy, na czym polegał opisany w Biblii pierwszy cud Jezusa.
miłego weekendu życzę…
p.s. oczywiście w tle mamy o wiele poważniejszy problem, ale on zasługuje na odrębną notkę; a ten chaos w tekście (i tak starałem się o jak najprostszy przekaz) to efekt wielokrotnie krytykowanego przeze mnie redukcjonizmu, który w badaniach nad zaletami i wadami etanolu chyba także sprawdził się niespecjalnie

Dodaj komentarz