Jeśli chodzi o materię, nikt z nas nie miał racji. To, co nazwaliśmy materią, jest w rzeczywistości energią, której wibracja została zredukowana do poziomu umożliwiającego jej postrzeganie zmysłami. Wszystkie byty materialne wibrują w różny sposób. Nauka wreszcie uznała muzyczną naturę materii.
Albert Einstein
Mamy dość obfitą literaturę dotyczącą ogólnie rozumianej „medycyny alternatywnej”. Ona jest najbardziej znana z tego, że nie uznaje jej medycyna współczesna, zwana również akademicką. O tej ostatniej pisałem już (i będę pisał) wielokrotnie. Choćby dlatego, że bez kłopotu mógłbym wyłuskać z jej niesłychanie bogatej i barwnej historii setki, jeśli nie tysiące, przykładów błędów, oszustw i korupcji. Teraz będzie jeszcze ciekawiej, przynajmniej u nas, bo ostatnio znów podnieśli wrzask rezydenci. Tym razem w ogniu krytyki znalazły się nowo powstałe „uczelnie” medyczne, które będą kształcić kolejne tysiące „wysoko wykwalifikowanej” kadry. Tu akurat mają rację, szykuje się więc niezła jatka. Choć i tak jest już tragicznie.
Oczywiście nie przeszkadza to nawet najbardziej skompromitowanym uczonym medykom wytrwale i zaciekle krytykować wszystkich mających inne, nawet tylko trochę, zdanie na jakikolwiek temat związany z ogólnie rozumianym zdrowiem. I wcale ich nie obchodzi, że każdy z nas ma i życie, i zdrowie tylko jedno. I że my sami też chcemy mieć w tej kwestii coś do powiedzenia. Jak to wyglądało całkiem niedawno (chodzi o covid), pamiętamy. A czym to się może skończyć, jeszcze do końca nie wiemy. W każdym bądź razie dobrze wszystkim znany dr Grzesiowski twierdzi, że to wirus odebrał nam odporność, a my zgodnym chórem odpowiadamy, że to g..no prawda, bo to wina szczepionki! A to przecież takie łatwe do sprawdzenia?! Wystarczy porównać (na reprezentatywnej grupie osób) stan zdrowotny postępowych kowidian i płaskoziemców. Ponieważ nic takiego nie zrobiono (ktoś ma w tym wyraźny interes), każdy będzie głosił swoje (poczytajcie sobie na tłiterze wypowiedzi jaśnie oświeconych zaszczepionych, którzy znów „cudem uniknęli śmierci, bo się w porę zaszczepili). I postępowcy pójdą do „prawdziwych” lekarzy, a szury skorzystają z innych „metod”.
Dlaczego oficjalna medycyna idzie w zaparte? I nie uznaje np. roli muzyki/dźwięków (choćby naturalnych) jako metody terapeutycznej. Dawno temu pisałem, że ten materialistyczny grajdołek medyczny jest „nieco przyciasny”. Spójrzcie jeszcze raz na motto…
Już w starożytnej Grecji nauka muzyki była równie ważna jak studiowanie medycyny. Pitagoras, grecki filozof i matematyk, stworzył kompletną metodę tzw. „oczyszczania” dźwiękami, służącą do leczenia chorych. Komponował muzykę przeznaczoną do korygowania stanu ducha. Chińczycy i Hindusi także sygnalizują w swoich świadectwach uzdrawiające działanie dźwięku i muzyki.
I już bardziej „naukowo”…Wg Einsteina każdy przedmiot, każdy byt ma właściwą sobie wibrację, w następstwie czego wszechświat wytwarza „muzykę”, która nas porusza i leczy. To cudowne zjawisko, ciągle jeszcze wykraczające poza ludzką wyobraźnię. Trzeba odkryć, jaki jest wpływ energii, wibracji i częstotliwości na nasze dusze i ciała.
Coś już wiemy…
Dowiedziono już, że muzykoterapia jest skuteczna w niektórych chorobach psychicznych oraz łagodzi niepokój, bezsenność, depresję, autyzm i schizofrenię. O tym, że poprawia humor nawet nie wspominam (ale tylko ta, którą lubimy). Może także przynieść ulgę osobom cierpiącym na SM, chorobę Parkinsona i mukowiscydozę. Zmniejsza dolegliwości bólowe, osłabia nudności i wymioty, poprawia wyniki sportowe i jest pomocna w terapii zaburzeń kardiologicznych (serce, podobnie jak mózg, to „burza różnych fal”). W 1993 r., naukowcy stwierdzili nawet, że sonaty Mozarta podwyższają u dzieci wyniki testu na inteligencję .
Prosty fakt klaskania w ręce może zmienić czyjś stan ducha, wywołując nagłą ekscytację, np. chęć tańca, a nawet uniesienie, jeśli mnóstwo ludzi zacznie klaskać razem. Ale działanie muzyki sięga dużo dalej. Niektóre dźwięki, grane w pewnym określonym porządku, mogą wywoływać radość, smutek, rozluźnienie, agresję, wściekłość, śmiech, nadzieję czy niepokój.
Muzyka, przenikając – w nieuświadomiony sposób – bezpośrednio do układu nerwowego może wpływać na stan ducha, bezpośrednio regulować rytm oddychania i bicia serca, funkcje motoryczne, trawienie czy odporność. Jest ona religijna w dosłownym rozumieniu tego słowa, które oznacza „wiązanie” ludzi ze sobą. Często zdarza się, że odczuwamy to samo, słuchając tej samej muzyki. I to jest prawda zarówno w przypadku mnichów śpiewających w klasztorze chorał gregoriański, jak i uczestników współczesnej imprezy w plenerze, armii maszerującej w takt gry piszczałki i bębna czy afrykańskiego plemienia tańczącego w rytm tam-tamów.
Z czasem muzyka się udoskonalała. Ludzie nauczyli się coraz lepiej łączyć rytm, melodie, harmonie, natężenie i różne brzmienie poszczególnych instrumentów lub głosów, aby wywoływać najprzeróżniejsze efekty dźwiękowe. Szczególną złożonością wyróżniają się utwory muzyki klasycznej.
Jednym z pionierów „leczenia wibracyjnego dźwiękami” był dr Alfred Tomatis – ojciec metody APP (Audio-Psycho-Phonologie, metoda Tomatisa). Szczególną uwagę poświęcił on Mozartowi, którego muzyka najlepiej harmonizuje funkcje organizmu i jest w wielu krajach szeroko wykorzystywana z uwagi na znakomite efekty w wielu chorobach neurologicznych i psychicznych oraz ciąży. Uczony ten podkreślał, jak bardzo ważny jest wpływ dźwięków, które słyszy przyszła mama w okresie rozwoju dziecka w okresie prenatalnym. Uważał także, że bardzo ważne jest odbieranie głosu mamy przez płód (epigenetyka się kłania!).
Dr Ted Carrick, sławny amerykański neurochirurg, odkrył, że głos francuskiej piosenkarki Nolwenn Leroy działa nawet lepiej niż muzyka Mozarta. W trakcie swojej pracy z osobami w śpiączce odkrył, że śpiew tej wokalistki bardzo korzystnie wpływa na pacjentów. I w stosowanej terapii zastąpił nim muzykę Mozarta! Twierdzi, że uzyskiwane efekty są statystycznie lepsze niż wszystko, co można było do tej pory zaobserwować!
Następnie napisał do artystki: Użyłem Twojej muzyki do leczenia pacjentów z poważnymi upośledzeniami. Efekt był wspaniały, wyraźnie inny. Twoją płytę stosuję jednocześnie z innymi metodami terapii. Zaskoczyły nas fenomenalne efekty. Mogę powiedzieć, że Twój głos jest zupełnie inny od wszystkich pozostałych i że jego wpływ na funkcje mózgu jest niezwykły. Poza tym, bardzo mi się podoba. Inni lekarze również są Tobą zauroczeni (mimo, iż nie znają francuskiego!). Nie znacie Nolwenn? Proszę: https://www.youtube.com/watch?v=CwmYI05nTAI&pp=ygUebm9sd2VubiBsZXJveSBtb29ubGlnaHQgc2hhZG93 . A co sztywniacy mówią o osiągnięciach dra Caricka? Eeeee, chyba zwykłe placebo: http://www.proneurohealth.com/concussion-clinic—concussion-recovery/mentor–dr-ted-carrick.html. Chciałoby się powiedzieć, pół żartem, pół serio, że o placebo też…trzeba umieć zadbać.
pozdrawiam
p.s. muzyka, podobnie jak medycyna oficjalna, ostatnio marnieje, więc z doborem utworów trzeba uważać (pamiętacie Matę i Kamińskiego, o których pisałem); spróbuję się tym zająć, choć to delikatna materia

Dodaj komentarz