Tim Spector, genetyk i profesor londyńskiego Kings College, jest autorem niezwykle ciekawej książki. Nosi ona dość zaskakujący tytuł: „Jednakowo odmienni”. Rozprawia się w niej bezlitośnie z…determinizmem genetycznym. Dla niektórych jest to co najmniej zaskakujące, gdyż „od małego” wmawia się nam, że „genów nie oszukasz”, a w szkole na lekcjach biologii królują niepodzielnie Mendel i Morgan, którzy „przecież udowodnili”, że mamy i zasady dziedziczenia, i chromosomową teorię dziedziczności. Nie pamiętacie? To przypomnijcie sobie zadania genetyczne. Ot choćby takie: Niebieskooka daltonistka poślubiła mężczyznę o brązowych oczach odróżniającego prawidłowo barwy. Jaka część synów będzie niebieskookimi daltonistami, jeśli brązowa barwa oczu dominuje? Banał nad banały, ale się malowało flamastrami tabelki aż miło! Ktoś zna odpowiedź „z pamięci”?
Wróćmy do naszego Profesora. Otóż przypomina on, że teorie są po to, aby je…obalać. Przecież to istota nauki! No i już na początku książki rozprawia się z „mitem genu” (tak brzmi tytuł pierwszego rozdziału), a potem jest tylko gorzej dla fanów determinizmu. Dlaczego o tym piszę, skoro miało być tylko o diecie i otyłości? Ano dlatego, że jest i o nich.
Otóż w jednym z rozdziałów („Gen otyłości”) Autor opisuje niezwykle ciekawą historię sióstr – bliźniaczek jednojajowych (o identycznych genach) – Dorothy i Carol. Byłyby jak przysłowiowe „dwie krople wody”, tyle, że ta pierwsza ważyła – bagatela – całe 27 kg więcej. A wychowywano je tak samo i prowadziły one, jako osoby dorosłe, podobny tryb życia. A tu taka „nienaukowa” niespodzianka…
Czy kiedykolwiek pomyśleliście, że bakterie mogą bardzo wiele i wcale nie chodzi o choroby brudnych rąk? Naukowcy obliczyli, że przeciętny człowiek posiada ok. 30 bln własnych komórek, a jego ciało zasiedla mniej więcej 40 bln bakterii (o łącznej masie ok. 2 kg). Ale drobnoustroje mają nad nami gigantyczną przewagę. Nasz genom składa się bowiem zaledwie z 21 500 genów, a bakterii – z 20 mln! I nasze DNA z tymi milionami „współpracuje”. Wydaje się, że nie można ich traktować odrębnie. Są one bowiem składowymi jednego hologenomu i to on tak naprawdę decyduje o naszych losach. Wg niektórych uczonych mikrobiom (ogół naszych bakterii) jest tak samo ważny (a czasem i ważniejszy) jak nasze własne geny. I im jest bardziej zróżnicowany, tym lepiej dla naszego zdrowia. A możliwości mamy ogromne. Okazuje się, że w naszym jelicie zamieszkuje 5000-35000, jamie ustnej – 300-500, zaś na skórze – 100 gatunków drobnoustrojów. I pomyśleć, że zwykle przychodzi nam do głowy zaledwie kilka nazw, z „dyżurną” pałeczką okrężnicy Escherichia coli na czele…
Jednak nadal mało wiemy o tym, kiedy i jak kształtuje się nasza flora jelitowa. Równie skąpa jest nasza wiedza o jej wpływie na organizm. Dotychczas wszelkie badania nad znaczeniem bakterii prowadzono in vitro, z wykorzystaniem pożywek. To jest tak samo twórcze jak poznawanie obyczajów pokarmowych lwów na podstawie ich zachowania na wybiegu warszawskiego zoo. Tymczasem ich zachowanie w organizmie człowieka jest o wiele, wiele ciekawsze.
Bakterie wpływają na nasz metabolom (zestaw wszystkich związków powstających w naszych przemianach chemicznych), wytwarzając witaminy, trawiąc/metabolizując niektóre substancje i odgrywając ważną rolę w procesach obronnych (np. chronią przed patogennymi szczepami innych gatunków).
Wiele z nich wytwarza substancje aktywujące enzymy uczestniczące w wątrobowych procesach detoksykacji, inne – związki wykorzystywane w naszym metabolizmie. Potrafią też hamować angiogenezę (powstawanie naczyń włosowatych w układzie krwionośnym) w jelicie i istotnie wpływać na metabolizm leków (czyniąc je niekiedy toksycznymi; tak prawdopodobnie wyglądała sprawa w przypadku słynnego leku Vioxx), zmieniając tym samym odpowiedź organizmu na terapię. Jeżeli okaże się, że istotnie przyczyniają się do rozwoju chorób, będzie można poprzez zmiany składu mikroflory choć częściowo wyjaśnić ich etiopatogenezę.
Zestaw bakterii jelitowych każdego z nas jest inny. Ale u osób otyłych aż 35% z nich to szkodliwe beztlenowce Enterobacter. Aby potwierdzić, czy to ich obecność jest przyczyną otyłości, naukowcy przeprowadzili proste doświadczenie. Podawali te bakterie myszom wraz z pożywieniem. Równolegle innej grupie gryzoni serwowano dietę wysokotłuszczową, ograniczając im jednocześnie aktywność fizyczną (myszy „udawały” styl życia przeciętnego Amerykanina i Europejczyka). Efekt był niezwykle spektakularny – zwierzęta, którym podawano Enterobacter utyły o wiele szybciej.
Chińscy naukowcy „postawili kropkę nad i”…spróbowali z człowiekiem. Dzięki diecie hamującej rozwój „złych” bakterii w jelitach, pewien posiadacz okazałego BMI (140 kg to już coś!) schudł w ciągu 5 miesięcy aż 51 kg. Naukowcy z Szanghaju skomponowali mu odpowiedni jadłospis. No i poszłooooo…
Już wiemy, że – oprócz otyłości – nadmiar beztlenowców w jelitach prowadzi do alergii pokarmowych, stanów zapalnych i nowotworów jelita grubego. I tu przewagę mają wegetarianie, których układ pokarmowy funkcjonuje lepiej. Niestrawiony błonnik z ich diety przechodzi do jelita grubego, gdzie podlega całkowitej fermentacji z udziałem „dobrych” bakterii (Lactobacillus i Bifidobacterium), a powstające metabolity stymulują metabolizm. Rośnie też pH, co hamuje aktywność złego Enterobacter.
A jeśli nie mamy cierpliwości? Można wybrać drogę na skróty i zdecydować się na…przeszczep kału. https://zdrowie.wprost.pl/choroby/cukrzyca/10323518/przeszczep-tresci-jelitowych-pomoze-w-walce-z-otyloscia-i-cukrzyca.html Ale to nie są tanie rzeczy – jak mawia klasyk.
Co z naszymi bliźniaczkami? Okazało się, że ta „pulchniejsza” miała właśnie problem z własnymi bakteriami. To jest tylko jedna z wielu tajemnic naszego mikrobiomu. W kolejnych notkach przyjrzymy mu się uważniej.

Dodaj komentarz