Szkodliwy cholesterol, chyba Szatan nie wymyślił dotychczas nic lepszego!

Pisałem już wielokrotnie, że wszystko, co najważniejsze w naszym życiu, rozgrywa się na poziomie najprostszym z możliwych. Powtórzę to zatem jeszcze raz: nasza teraźniejszość i przyszłość opiera się na dziwnym upodobaniu atomów do ustawiania się w najkorzystniejszej dla siebie konfiguracji. Po prostu niewiarygodne, ale prawdziwe! Stwórca „nie lubi” komplikować nam życia. Ale co na to naukowcy? My, biologowie i medycy, w większości tego nadal nie widzimy, ale już chemicy i fizycy dostrzegają. Ba, i skwapliwie przytakują! Chyba nie wygląda to zbyt poważnie? Więc trzeba z tym jak najprędzej skończyć.

Ale jak? Może po kolei. Wodór i tlen „kochają się nad życie” i w każdej sprzyjającej sytuacji tego dowodzą. Po prostu łączą się ze sobą, tworząc najzwyklejszą wodę. Czy to jest trwały związek? Jak najbardziej, choć daleki jestem od niepotrzebnych skojarzeń. Ale odkrycie – zakrzykną krytycy! Tak, zgadzam się, żadne. Ale powstanie każdej cząsteczki wody jest zawsze genialnym wyjściem. Jest ona super bezpieczna dla każdego z nas. I znowu widzę niezadowolone miny? Dobra – rozumiem Tuska, który zawiódł powodzian, także tych, których rozszalały ocean zaskoczył w czasie tajfunu, i tych, których widzieli na własne oczy tsunami w 2004 r., i samego siebie, bo nigdy nie lubiłem (i nie lubię!) pływać.

Woda to naprawdę coś niesamowitego! Nie wierzycie? Zapytajcie Michaela Dantona, autora „Fenomenu wody”. Ale dlaczego ta najzwyklejsza ciecz? Bo jej synteza w naszych organizmach jest bezwzględnie podstawą życia. To podstawowe źródło energii dla naszego mózgu, serca, wątroby, nerek mięśni szkieletowych i…całej reszty. Tak to sobie Pan Bóg wymyślił! Ktoś coś? Bo słona? Bo kwaśna? Bo zanieczyszczona? Bo jest żywiołem? Bo można utonąć? Niby tak, ale w ten sposób można o wszystkim. Woda to woda! Nikt nie zaprzeczy, że to jedno z najbardziej genialnych rozwiązań, spośród wszystkich, na które nasz Stwórca ma patent. Założył mianowicie, że mamy być prawdziwymi ekologami, zaś sposobem pozyskiwania energii ma być właśnie synteza H2O, czy to się podoba, czy nie Grecie Thunberg, Uli Zielińskiej, Paulinie Hennig czy Ursuli! No i tak zostało, tym bardziej, że w momencie podjęcia decyzji, ani Ala Gora, ani Schwaba, ani tym bardziej Billa Gatesa przy tym nie było.

No i mamy, to co mamy…

Przez całe lata szło nam jak z płatka. Ale co na to nauka? Nauka, która w końcu zobaczyła (późno, to późno, ale lepiej to niż wcale!), że taka „prosta” synteza wody ma swe konsekwencje. Zaczęło się od tego, że odstępstwa od schematu to cała gama „szkodliwych” możliwości.  A wśród nich „złośliwe” RFT – reaktywne formy tlenu! (uwaga! pisałem o nich, proszę sobie odszukać to i parę innych rzeczy, inaczej nie sklecimy tego w sensowny sposób). No i wydawało się, że teraz to dopiero mamy problem – uszkodzenia DNA, enzymów czy fosfolipidów błon – argumenty się sypią jak z rękawa! Ale to strachy na lachy, bo inni odpowiadają, że istnieją systemy zabezpieczające. I mają rację. Bo mamy takie coś jak peroksysomy z SOD i glutationem, by uczynić „nieszkodliwym” genialny sposób pozyskiwania energii. O przeciwutleniaczach (zmiatacze wolnych rodników, antyoksydanty), które są znane wszystkim zorientowanym nawet nie wspominam.

A teraz niespodzianka! W pewnym momencie przekonaliśmy się, że Bóg dał nam fantastyczne narzędzie do ręki. Otóż, oprócz możliwości likwidacji skutków powstawania RFT, jesteśmy w stanie wyprodukować je sami. Po co? By użyć tej niezwykle skutecznej broni w walce z…drobnoustrojami, które nie mają systemów ochronnych przed ROS (=RFT). Przyznajcie, że to genialna strategia!

Ale pojawili się harcownicy big farmy! Jednymi z największych byli ci, którym nie po drodze (czy na pewno?) z regułami chemicznymi. Ci, dla których piękna harmonia między elektronami i protonami, a więc tlenem i wodorem, niekoniecznie była na rękę. W pewnym momencie ich argumenty stały się tragiczne w skutkach. Medycyna oficjalnie uznała, że głównym winnym naszych problemów z niesfornymi elektronami został cholesterol, który stał się „największym wrogiem” i pozostał (ba, pozostaje) nim do dziś! I nikomu do głowy nie przyszło, że jest wręcz odwrotnie i to on jest – być może – naszym najważniejszym strażnikiem procesu, od którego zaczęliśmy rozważania. Czy słowo „niewiarygodne” wystarczająco określa grozę sytuacji? Twierdzę, że nie! Ale o tym już w następnej notce.

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑