Ukraina jako państwo powstała w 1991 r. (bo przecież ukraińska socjalistyczna republika radziecka to była zwykła atrapa) i do 2014 była de facto dyktaturą (pod rosyjskim protektoratem). Potem Ukraińcy próbowali się ogarnąć, szukając bliższych kontaktów z Zachodem (stowarzyszenie z UE, uzyskanie w 2014 r. obietnic o swojej przyszłej obecności w NATO). W tym samym roku, ze znacznym udziałem USA (koszty wyniosły podobno 5 mld dolarów), dokonano przewrotu (odwołanie prorosyjskiego Janukowycza skazanego w 2019 r. zaocznie na 13 lat więzienia), w wyniku którego na czele państwa stanął „niezależny” kandydat Petro Poroszenko. No i zaczęło się – Putin od razu ruszył do akcji, anektując Krym i „przejmując opiekę” nad Ługańskiem i Donieckiem (uznał je ostatnio za „niepodległe republiki”).
Mamy zatem klincz, w którym obie strony nie są bez winy. I nie chodzi tu wcale o Ukraińców pragnących prawdziwego państwa (nic dziwnego, że bohaterami są dla nich i Bohdan Chmielnicki, i poeta Taras Szewczenko, i – bardzo kontrowersyjny dla nas – Stepan Bandera kojarzony ze słynną UPA). Postrzegany w powszechnej opinii jako satrapa, szaleniec i ludobójca, Putin czuje się osaczony i na swój sposób bezsilny, bo – mając taki arsenał atomowy – musi (jak długo?) pozostawać w stanie pewnej schizofrenii. Przecież mógłby tę Ukrainę rozpirzyć (hipotetycznie) w parę minut…, ale konsekwencje dla całego świata byłyby niewyobrażalne. Zachód, z kolei, a szczególnie USA, też ma swoje za uszami, choćby dlatego, że – w pogoni za kasą – robi od lat z owym „ludobójcą” brudne interesy, ale to nam zarzuca brak praworządności w najbłahszych sprawach. Jednocześnie osacza (wydaje się, że to dobre słowo) Rosję ze wszystkich stron, bacząc by ona sama nie próbowała jakichkolwiek strategicznych działań na półkuli zachodniej. Powód? Bo to za blisko światowego żandarma (pamiętamy wszyscy kryzys kubański), który jednak chce rządzić…na Ukrainie. Czy ktoś tu czegoś nie rozumie? Chyba trzeba przyznać, że logika jest troszkę bardziej po stronie Rosji?
Jak to wygląda dziś? Naprędce sklecone lecz, tym razem, dość dotkliwe sankcje Zachodu mogą przynieść nieoczekiwany efekt. Jeśli Rosja i Chiny (niewykluczone, że dołączą Indie i inne państwa) dogadają się w sprawie unii walutowej i wspólnego pieniądza, czarno widzę dalsze losy dolara, tym bardziej, że dług USA przekroczył już 30 bln. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać!
Co robić? Przestać włazić w tyłek Unii (już zbyt dużo kopniaków dostaliśmy), postawić twarde warunki odnośnie do naszych kosztów utrzymania uchodźców i jednocześnie natychmiast wrócić do koncepcji Międzymorza. Jeszcze parę lat temu idea rozwijała się bardzo prężnie, lecz teraz Duda stał się cieniem samego siebie, a dzielnie wtóruje mu we wszystkim Morawiecki – w Polsce już „niczego nie muszą” (obydwaj, podobnie jak niegdyś Tusk, walczą o stanowiska międzynarodowe). Po uzgodnieniu wspólnych celów tak powstałej federacji około 10 państw trzeba ruszyć z ofensywą dyplomatyczną w Turcji i Indiach (tego giganta też trzeba bardzo poważnie traktować – nigdy nie mieliśmy z nim zatargów, więc może się udać). Bo nawet nie możemy pokazać się, dzięki naszym „zasługom” w ichniej wojnie z Zachodem, w Afganistanie czy Iraku! Z Rosji zrobiliśmy śmiertelnego wroga, a państwa „starej unii” nas zaledwie tolerują.
Gdy będzie inaczej, nie widzę żadnego światełka w tunelu! Albo klękniemy przed zachodnim sąsiadem i na jego warunkach dostaniemy jakiekolwiek ochłapy, albo – przy jakimkolwiek sprzeciwie – będziemy skazani na całe lata nędzy, szczególnie jak wejdzie „nowy ład”, fitfor55 i kontrola zdrowia pod egidą WHO (bo o cynicznych, kosztownych i idiotycznych zarazem, decyzjach TSUE i KE nawet nie chce mi się gadać). Popatrzmy, co zrobił ostatnio Duda – zawetował ustawę Czarnka, gdzie najważniejszym punktem była możliwość zablokowania przez rodziców edukacji LGBT w szkołach. I to jest konkretny przykład włażenia w d..ę degeneratom z zachodu.
To jest gorsze niż pat, choć jeszcze mata nie dostaliśmy. Ale możemy go dostać, bo historia lubi się powtarzać. Tak było w 1920, kiedy zachód „podziwiał” geniusz Piłsudskiego w Bitwie Warszawskiej. Tak było w 1940, kiedy Anglicy zachwycali się umiejętnościami polskich lotników w bitwie o ich ojczyznę, a potem zażądali zapłaty w wysokości 107 650 000 funtów w złocie za zużyte paliwo i sprzęt. Cała Europa „z uznaniem” patrzyła, jak pogoniliśmy szwabów spod Monte Cassino czy wyzwalaliśmy Holandię. Czy po to, żeby teraz ten grubas Timmermans nas nękał przez całe lata swoimi patologicznymi mrzonkami? Przykłady można mnożyć.
Koniec końców „nasi wierni kibice” (bo przecież nie sojusznicy) sprzedali nas w Jałcie, a „ludowa władza” największych patriotów wsadziła do pierdla lub od razu rozstrzelała. Zrobiła to tak „skutecznie”, że do dzisiaj niektórych grobów nie znaleziono!
A może sukcesem było przyjęcie do UE? Ledwo przeszło w referendum, ale prawdziwą ironią losu było, że na brukselskie salony wprowadzili nas komuchy „z krwi i kości”, którzy służbę obcym panom wyssali z mlekiem matki. Dla nich był to „historyczny sukces” i to podwójny: zapisali się w historii jako „mężowie stanu”, no i – chyba w nagrodę – dziś pierdzą w stołki w Brukseli (Miller, Belka, Cimoszewicz) za grube tysiące euro. A wielu z nas zastanawia się nad niespłaconymi, rosnącymi jak lawina, kredytami. I tylko nikt nie wspomina, że „stara” unia zyskała dzięki naszemu członkostwu ogromny rynek zbytu dla swoich towarów i tanią siłę roboczą. Ale od tej chwili dla naszych rodzimych, „prawdziwych Europejczyków” liczyła się tylko „fura i komóra”. To nic, że nader często był to tylko 20-letni golf, którego dotychczasowy właściciel „płakał, jak sprzedawał”.
I wracając do meritum…To wszystko powoli zamieni się w wojnę polsko-ukraińską. Nie wiem, jak – przy takiej polityce naszych naiwniaków – sobie poradzimy za miesiąc, rok, dwa. Jak pozbędziemy się „po wojnie” tych entuzjastycznie przyjmowanych setek tysięcy uchodźców, którym w Polsce może się „bardzo spodobać”. Przy takim traktowaniu? Przy takich przywilejach? Konflikty będą po prostu nieuniknione! Wielu Polaków, choć rozumie sytuację, nie akceptuje takich działań. Wielu innych, i to po obu stronach, żywi wobec siebie po prostu wrogość, a czasem nienawiść.
Nie zapominajmy też, że Ukraińcy mają nadal głęboki żal do „Lachów”, pochodzący jeszcze z czasów (XVII w.), w których „polscy panowie” zaprowadzali na tamtych terenach iście krwawy ład (przypomnijmy sobie choćby powstanie Chmielnickiego).
A pragmatyczni Niemcy, wraz z innymi sprzedawczykami, wrócą do rozmów z ruskim satrapą. Bo przecież pecunia non olet. I ich usłużne media będą nam robić fachowy, rasistowski – a jakże – pijar.
Dokąd idziesz Polsko?
4 marca 2022

Dodaj komentarz