Od niedawna jedną z wiodących serii podręczników dla szkół średnich jest „Biologia na czasie”. Zachęcające, prawda? Zdziwicie się! To raczej „biologia ponadczasowa”! Przykłady? Weźmy pierwsze z brzegu, np. z genetyki, bo ta rozwija się niezwykle szybko.
100 lat temu, podobnie jak dziś, też rozpisywano się o prawach Mendla i teorii Morgana i prawach Mendla. I z pewnością pasjonowano się krzyżówkami genetycznymi, rozwiązując je – podobnie jak dziś – z pomocą słynnej szachownicy. Autorzy wspomnianych podręczników (sprzed kilku lat!) pieczołowicie pielęgnują tę tradycję, zaś nauczyciele karcą natychmiast co pojętniejszych uczniów, którzy dostrzegają w regułach dziedziczenia rachunek prawdopodobieństwa i próbują rozwiązywać te łamigłówki „matematycznie”!
W latach 1960. i 1970. omawiano budowę i funkcje kwasów nukleinowych oraz biosyntezę białka, ba – znano już całkiem dobrze istotę niektórych chorób dziedzicznych oraz genetykę drobnoustrojów. Szeroko omawia się to również obecnie. Tymczasem dzisiejsza genetyka to zupełnie inna bajka…Ale w naszej „biologii na czasie” zegar genetyczny zatrzymał się na początku XXI wieku.
O tym, że już 200 lat temu nie chciało się na zoologii opisywać konia nie wspominam. Bo przecież, koń jaki jest, każdy widzi – pisał już w 1745 r. Benedykt Chmielowski w swoich „Nowych Atenach”. Ale gdybyśmy przejrzeli podręczniki naszych milusińskich, opis niejednego „konia” znajdziemy.
Więc tylko pytam, gdzie jest/są w którymkolwiek podręczniku wymienionej serii:
- biologia systemowa?
- biologia syntetyczna?
- edycja genów i jej konsekwencje?
- epigenetyka?
- terapia genowa?
- projektowanie dzieci?
- współczesna ekologia człowieka?
- bioetyka?
A to tylko kilka przykładów…
Najwyższa już pora by zrewolucjonizować i zaktualizować program nauki biologii (czy tylko?) w szkołach. Powody? Proszę:
- przybywa (co zrozumiałe) technologii, odkryć, koncepcji, hipotez i teorii; koniecznie musimy z tej masy wyłuskać rzeczy, które są nam naprawdę potrzebne (i które mogą się kiedykolwiek przydać); jest to tym istotniejsze, że od co najmniej kilkunastu lat jesteśmy wręcz zatapiani przez naukowe tsunami informacyjne, w którym odnajdziemy także wiele fałszerstw;
- nieproporcjonalnie dużo czasu zabiera nauczanie klasycznej botaniki i zoologii w porządku systematycznym; większość zagadnień należy natychmiast „wyrzucić”, zostawiając tylko wybrane tematy (np. wirusy, bakterie i zwierzęta jako przyczyny chorób człowieka, zastosowanie surowców roślinnych w terapii i parę innych); kto interesuje się, a myślę, że znajdą się zaledwie nieliczni, różnymi roślinami i zwierzętami bez trudu taką wiedzę zdobędzie samodzielnie;
- trzeba pokazać biologię tak, by uwidocznić jej znaczenie w naszym życiu; widzę tu przede wszystkim takie zagadnienia: zdrowie i choroby (diagnostyka, biochemia, fizjologia, immunologia), biotechnologia (bioinżynieria tkankowa, inżynieria genetyczna), ekologia i ochrona przyrody ze wskazaniem kontrowersji (przykłady: koronawirus, dziura ozonowa, globalne ocieplenie, zielony ład, GMO i głód) i specyfiki środowisk zurbanizowanych (ekologia człowieka, rzeczywistość wirtualna, transhumanizm, NWO);
- w każdej dyscyplinie naukowej staramy się odpowiedzieć na 3 pytania: co? jak? i dlaczego? przesuńmy akcenty z „co?” (jest tego w programach szkolnych niewyobrażalnie dużo) na pozostałe! I uczniowie muszą zrozumieć, a nie zapamiętać! choć swoją drogą biologia w obecnym paradygmacie ma niewiele do powiedzenia odnośnie celu i sensu (patrz np. tu: zobacz i tu: zobacz), bo tym zajmują się eschatologia, teodycea i metafizyka; biologia ze swoją teleonomią/teleologią to – moim zdaniem – typowy bełkot.
Bez tego będziemy w nauce „dreptać w miejscu”, a jej adepci zaczną chodzić z „podręcznym mózgiem” (chatGPT) w kieszeni lub (nie wykluczam) czymś gorszym – wszczepialnymi interfejsami made in Elon Musk. I będzie to jedyny sposób na „skuteczne” spełnienie wymagań programowych. A potem świadectwo maturalne, dyplom uczelni i certyfikaty? Od tego nie zmądrzejemy. Pisałem już o tym parę tygodni temu: zobacz.
Co na to nauczyciele? Ano nic, wzruszają tylko ramionami, twierdząc, że…taki jest program.
I jeszcze jedno: nauka MUSI ostatecznie wyzwolić się z więzów upiornego materializmu. Jest to szczególnie istotne i w biologii, i w medycynie. Szkoda, że ich reprezentanci tkwią od lat w tym beznadziejnym paradygmacie, bijąc głową w przysłowiowy mur. Fizycy już dawno to zrozumieli.
Jestem w zasadzie optymistą, ale źle to wszystko widzę…

Dodaj komentarz