Człowiek jest tyle wart, ile uczyni dla drugiego – Prof. Julian Aleksandrowicz
Dziwny tytuł? Tak, zgadzam się. Ale spójrzmy nań jeszcze raz. „Dbaj o siebie” – czy my wiemy jak to robić? Czy nie jest tak, że zdajemy sobie sprawę z własnych „grzeszków”, ale… Czy nie jest tak, że „nie wiedzieliśmy, że tak nie można…”? Czy – w końcu – nie jest tak, że postępujemy zgodnie z najbardziej aktualnymi zaleceniami „specjalistów” i…? I co tutaj nie gra???
Wiele rzeczy nie gra! I najgorsze, że największy dysonans pojawia się w ostatnim przypadku. Przecież śledzimy postępy w medycynie, biologii medycznej i dietetyce, więc jesteśmy na „bieżąco”. Tylko nikt nie pamięta, że lekarzom zależy przede wszystkim na pacjentach, u których już „coś się wykluło” – a to nadciśnienie, a to miażdżyca, a to cukrzyca, a to operacja…Co będą sobie zawracali głowę zdrowymi? W czyim to niby interesie? A swoją drogą, który „zdrowy” pójdzie do doktora/dochtora? No to mamy jasność sytuacji, więc idźmy dalej…, czyli jak będzie wyglądać ewentualna terapia?
Ale najpierw zastanówmy się, na czym polega obiektywna ocena stanu zdrowia? Czy naprawdę dostajemy od specjalisty prawidłową diagnozę? Już na tym etapie są rzeczy nie do przeskoczenia. Czy umiejętności lekarza są wystarczające? Czy jego postawa jest właściwa? Czy pacjent ma świadomość sytuacji, w której się znalazł? Bo fakty są (zwykle) obiektywne, ale ich dobór (→ unikamy tych niewygodnych) i interpretacja – niekoniecznie.
Co i w jakim stopniu decyduje o powrocie do „normy”? Jest to niezwykle skomplikowana kwestia. Mamy tu całą złożoność problemu zawartą w jednym haśle: psychoneuroimmunoendokrynologia – psycho– (duch), neuro– (układ nerwowy), immuno– (układ odpornościowy) i endokrynologia (regulacja chemiczna). I efekt placebo (wg niektórych organizm jest najlepszym lekarzem!). No i cuda? Przecież święci w Kościele mają „pieczątki medyczne” o cudzie, czyli zjawiskach niewytłumaczalnych. Prawdziwy prymat ducha nad materią! Się porobiło!
Czy zastanawiałeś/aś się kiedykolwiek, co to jest magnez? Nie magnes, magnez! O.k.! To taki fajny metal. Ale co ma metal do naszej notki? Ano dużo, ba – bardzo dużo, bo to jeden z absolutnie podstawowych pierwiastków decydujących o naszym zdrowiu i życiu. Jak mawiał ś.p. Prof. Julian Aleksandrowicz – magnez to król życia! Więcej tu: http://www.ptmag.pl/aktualnosc/26/magnez-krol-zycia. Może kiedyś napiszę bardziej naukowo o tym fenomenalnym makroskładniku naszego ciała.
Skąd zatem problem, skoro latami nikt o tym nie mówił? Przyczyny są różne i długo by trzeba o tym pisać. Ale w sumie proste! Bo zafundowano nam, oczywiście to był efekt wieloletnich badań naukowych, żywność (celowo?), w której magnezu „jak na lekarstwo”. A jak już mowa o lekarstwie, to w te pędy do doktora, recepta, i do apteki! Dziwne? Dla mnie ani trochę. Przypomnijcie sobie reklamy suplementów z witaminą D. Ten sam mechanizm. Tu też kolejka niczego sobie, bo zakazali nam wychodzić na słońce. Chyba nie bardzo posłuchaliśmy, bo ostatnio Joe-tetryk dogadał się z Billem Killem, żeby nam „słońce nieco przysłonić” (o tym też niedługo będzie notka). Bo to, podobno, hamuje topnienie lodowców. Się na tym nie znam, więc może zapytajcie niejakiego Wiecha (https://twitter.com/jakubwiech). Poważny specjalista od globalnego ocieplenia! Nic dziwnego, prawnik i poeta podający się za dziennikarza, więc fachowiec jak się patrzy! Tylko nie wiem, czy pijący, bo jak nie, zmarnuje się jak Zenek z „Nie ma mocnych”.
Zbierzmy to „do kupy”, czyli skąd wziął się niedobór magnezu:
- wyraźne braki pierwiastka w codziennym pożywieniu (absolutna racja; zwróciliście kiedykolwiek uwagę na żółte plamy pojawiające się wiosną w łanach zbóż jarych?),
- spożywanie wyłącznie gotowanych warzyw, w których jony magnezu włączają się w trudno rozpuszczalne i słabo przyswajalne związki,
- nadmierne spożycie herbaty, napojów typu cola, energetyków czy alkoholu (wypłukują magnez z organizmu),
- zbyt duża ilość białka i wapnia w pożywieniu, powodująca niekorzystny bilans magnezu (można dyskutować, bo w tle mamy walkę z osteoporozą, a to przecież wapń; ale osteoporoza to, z kolei, efekt wypłukiwania magnezu – istna kwadratura koła!),
- przyjmowanie antybiotyków, leków nasennych, przeczyszczających i uspokajających oraz doustne środki antykoncepcyjne i zastępcza kuracja hormonalna,
- stres i problemy ze strony układu dokrewnego,
- wszelkie zaburzenia pracy jelit (napiszę kiedyś, bo problem jest fundamentalny).
Jak rozpoznać ten „głód magnezowy”? Lista objawów jest długa (i nader wiarygodna, zaręczam – ja to przeżyłem):
- kołatanie i arytmia serca oraz bóle za mostkiem,
- bolesne skurcze i drżenie mięśni,
- nadmierne wypadanie włosów i kruchość paznokci,
- brak energii i klasyczna apatia (wielu osobom wmówiono, że to depresja i wylądowały na stołku u psychoterapeuty),
- problemy z kośćmi i stawami,
- częste, nawracające infekcje,
- wszelkie alergie,
- rozchwianie psychiczne, zmienność nastrojów i drażliwość (tak, tak, i to nie tylko na widok Kaczora czy Rudego).
Ponadto, u kobiet, burzliwy przebieg menopauzy oraz poronienia i problemy z utrzymaniem ciąży. Ale w erze LGBT i nie wiadomo, czego tam jeszcze, kto by sobie zawracał głowę takimi sprawami.
Terapia magnezem jest więc wskazana m.in. w/przy:
- nadciśnieniu, udarach i zawałach oraz arytmii serca,
- chorobach układu szkieletowego,
- detoksykacji organizmu,
- cukrzycy,
- demencji, autyzmie, depresji i stanach lękowych,
- astmie i innych alergiach.
Propaganda? Zaręczam, że nie. Jestem z rodziny cukrzyków, od wielu lat mam „nadciśnienie”, czterokrotnie dopadły mnie kleszcze z krętkami boreliozy gratis, że o „zepsutych” od ponad dwu lat kolanach nie wspomnę. Ale…noszę od baaaardzo dawna w kieszeni parę tabletek magnezu (oczywiście nie tych samych, to nie 5 gr na pierwszą spotkaną wiosną kukułkę). A codziennie połykam zwykle, jestem do bólu skrupulatny, gdyż prowadzę szczegółowe notatki, od 500 do 1000 miligramów tego FANTASTYCZNEGO lekarstwa. Dlaczego aż tyle? Zajrzyjcie do linkowanego źródła.
Tymczasem przez cała lata „najwybitniejsi specjaliści” zalecali…jedną tabletkę dziennie („wiedza” i…kasa; przecież przy byle jakiej suplementacji, poprawa samopoczucia może trwać tyle, co budowa teatru w Lublinie; wtedy bezwzględnie konieczne są „prawdziwe” lekarstwa!), czyli 50-100 mg.
Jak to powiedział jeden z najwybitniejszych znawców tematu – proszę Państwa, co drugi pacjent w gabinecie lekarskim ma tylko jeden problem: ZA MAŁO MAGNEZU!!! Myślicie, że kumple po fachu mu uwierzyli? Ja tak…
pozdrawiam….
p.s. przy dobrych nerkach „zatrucie” magnezem sprowadza się jedynie do częstszych wizyt w WC (dla niektórych to przecież zbawienie); prześlijcie to swoim znajomym, niech przejrzą na oczy…
