Na granicy dwóch światów…

Wiemy o sobie i świecie niewiele, a umiemy jeszcze mniej. Popełniamy katastrofalne błędy, które są skrzętnie przemilczane, a wiedzą o nich tylko nieliczni. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. I nie widać większych szans, by to znacząco zmienić. Pisałem o tym już kilkakrotnie. Niepodzielnie królują, sprawiając wrażenie ogromu zgromadzonej wiedzy, statyczne opisy zjawisk. Tymczasem biologia i medycyna mają dość mętne pojęcie o dynamice zjawisk związanych z życiem. A taki charakter mają i rozwój człowieka, i…trapiące go choroby – istota medycyny!

Zjawisk biologicznych generalnie nie przyspieszymy. Pojawiają się więc kwestie techniczne związane z eksperymentami. O co chodzi? Eksperymenty z drobnoustrojami trwają godziny, muszką owocową – dnie, zaś z człowiekiem – całe lata. Bo przecież naukowiec zajmuje się innym człowiekiem i dla obu czas biegnie tak samo. Na efekty czekamy więc bardzo długo. I bardzo często tracimy z pola widzenia związki przyczynowo-skutkowe, choćby między dietą i zdrowiem czy lekami i efektami ich stosowania.

Na oś czasu nakłada się ogrom przebiegających równolegle procesów na poziomie różnych fal (energia) oraz atomów, cząsteczek, komórek, narządów i samego organizmu (materia). Stwarza to niewyobrażalną liczbę kombinacji, która jest problemem – przynajmniej w tej chwili – nie do ogarnięcia. Myślę, że nawet dla komputerów kwantowych.

Zastanówmy się, czy jest wyjście? Jak dotychczas potrafimy w „baaaaardzo” ograniczonym zakresie kontrolować tajemnicze (nadal) procesy biologiczne przebiegające w organizmie. Bez większych (choć to technicznie też piekielnie trudne) kłopotów zmieniamy właściwości bakterii, np. zmuszając je do produkcji insuliny czy interferonu. Dużo gorzej idzie nam z GMO (z roślinami jako tako, ze zwierzętami – jak po grudzie). Natomiast nie mamy praktycznie żadnych sukcesów, jeśli chodzi o nas samych (terapia genowa, szczepionki DNA i mRNA).

Jakie mamy argumenty, aby „przejąć” kontrolę nad projektowaniem życia? Co trzymamy w ręku? HGT (horyzontalny transfer genów) i GMO (m.in. „szczepionki” mRNA), in vitro (z doborem „odpowiedniego” plemnika) i klonowanie, komórki iPSC (indukowane pluripotentne komórki macierzyste) i hodowlę narządów, edycję genów (CRISPR/Cas 9) oraz sztuczne geny i genomy (biologia syntetyczna). Pojawiły się także pomysły przeniesienia umysłu do „wirtualnej rzeczywistości” i uzyskanie „nieśmiertelności”.

I wszędzie „mamy pod górkę” (ogromne koszty i błędy, niekiedy wręcz tragiczne). Potrafimy hodować różne narządy, ale z trudem, powoli i tylko z komórek iPSC. Tyle, że próby hodowli serca „de novo” były nieudane i wróciliśmy do…świni jako dawczyni. Uzyskujemy „odpowiednie” narządy w jej ciele dzięki manipulacjom na poziomie wczesnego zarodka czyli uzyskaniu hybrydy ludzko-świńskiej z blastomerami ludzkimi, które przekształcają się m.in. właśnie w serce. Choć tak naprawdę tylko próbujemy ingerować w niektóre fazy zjawisk i robimy to z dość marnym efektem.

Przyszłość? Moim zdaniem ta „zabawa w Pana Boga” jest skazana na porażkę. Nie poprawiajmy Jego dzieła, walczmy natomiast ze skutkami własnych błędów. A „manipulować” człowiekiem można w inny sposób i robi się to od dawna przy pomocy różnych narzędzi: sposobu wychowania, farmakologii czy też czipów i fal elektromagnetycznych (przy okazji plandemii w sieci zaczęto „odkurzać” ciekawe badania)…

Ale nam się wydaje, że jesteśmy niezmiernie zaawansowani i osiągnęliśmy niezwykle dużo. Fakt, dziś można włożyć jakiekolwiek jądro komórkowe do obcej (ale tożsamej gatunkowo) komórki wcześniej własnego jądra pozbawionej. To jest klasyka klonowania (znamy ją z przykładu owieczki Dolly). Tyle, że tak naprawdę wszystko, co się stanie potem pozostaje poza naszą kontrolą. Wszak nie o samą technikę chodzi!

Więc co wypada zrobić? Zaprojektować zygotę (początek życia) poprzez wskazanie „właściwego” plemnika (wybór ogromny, ale możliwości oceny jego możliwości nader skromne), który ma zapłodnić konkretną komórkę jajową (tu napotykamy na tragedię deficytu – zdrowa kobieta ma „tylko” 400 sztuk). I, faktycznie, powstały kliniki, które „projektują” dzieci. W oparciu o „zdobycze” genetyki, jak twierdzą w reklamach. Jest to jedno z większych oszustw medycznych, ale nie takie już w historii opisano!

Jednak startujemy! I to z przytupem! Najmniej to odbiega od normy, gdy mamy do czynienia z klasycznym in vitro. Optymalny wariant to macica kobiety, od której pochodzą oocyty (k. jajowe), gorszy – w ciele surogatki (kobieta wynajęta do urodzenia dziecka), wręcz tragikomiczny – gdy zarodek umieszcza się w fałdach otrzewnej faceta pełniącego rolę „żony” w związku homoseksualnym, fatalny – gdy cały rozwój ma odbywać się w środowisku sztucznym, po prostu w inkubatorze-sztucznej macicy. I wtedy jest to już klasyczna hodowla dzieci. Niemożliwe? Jak nie, jak tak!  https://www.planet-today.com/2023/06/wef-bans-natural-conception-all-babies.html . Ale że, walcząca bohatersko z wrogiem, Ukraina ma już projekt? Czytamy w nim: Dopuszcza się rozwój zarodków i noszenie płodów ludzkich metodą ektogenezy w sztucznym środowisku poza organizmem człowieka zgodnie z procedurą ustaloną przez centralny organ https://itd.rada.gov.ua/billInfo/Bills/Card/41076?fbclid=IwAR2TdoQsnoMsm20U5HV3K6zZteWIf8b_cdquJfBKRzMireEv66fHb73B-hU. Maszyna już gotowa! https://www.ofeminin.pl/dziecko/mam-dziecko/pierwsza-na-swiecie-sztuczna-macica-moze-urodzic-nawet-30-tys-dzieci-rocznie/xk5gx4b

I niewielu zauważa problem, który dopiero zaczynamy rozgryzać – mechanizmy epigenetyczne opisujące wpływ różnych czynników na nasze geny. Okazuje się, że zapis genetyczny nie jest aż tak jednoznaczny jak uważano przez dziesięciolecia. Jest to „coś”, co można zdefiniować jako znane nam wszystkim „czym skorupka za młodu nasiąknie…”. Przecież dziś już wiemy, jak znaczący wpływ na dziecko ma sposób jego przyjścia na świat, jak ogromne znaczenie ma standard życia ciężarnej matki, jak przemożny wpływ mogą mieć stosowane terapie…

Ale popuśćmy wodze fantazji i idźmy jeszcze dalej. W raju, który nam obiecują Schwab i jego przyboczny Harari, wrzeszczących i robiących pod siebie wstrętnych bachorów nie będzie! Ich miejsce zajmą dzieci wirtualne (z metaświata, metaverse). Się nam znudzą, przestajemy płacić abonament i gitara! https://www.sgtreport.com/2022/10/metaverse-children-to-replace-real-kids-by-2050-and-help-with-overpopulation/; https://www.dailystar.co.uk/tech/news/metaverse-children-replace-real-kids-28121424.

A co z seksem? Jak to co? Też wirtualny! Wygodnie, bezpiecznie, bez wychodzenia z domu i partnera. I, co najważniejsze, jakichkolwiek kosztów.

Można się bawić?

p.s. w kolejnych notkach o tym, co nas czeka niebawem, czyli vademecum NWO

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.

Up ↑